W miniony weekend posłowie-nowicjusze zapoznawali się z przepisami i obyczajami panującymi na Wiejskiej. Taki dzień to gratka dla dziennikarzy, którzy mogą ich poznać, i dla samych posłów, którzy z anonimowych stają się znani dzięki dziennikarzom właśnie. Nic z tego.

Janina Paradowska z "Polityki" jest oburzona wprowadzeniem zakazu. Jej zdaniem to skandal. "Od 1989 roku nie było takiej sytuacji" - mówi. "Dorn miał mnóstwo czasu na rozwiązanie tej kwestii. Spotykał się przecież z dziennikarzami w tej sprawie już na początku swojego urzędowania. Nie rozumiem więc jego postępowania. Dziennikarze muszą przecież poznać nowych posłów" - przekonuje.

Grzegorz Miecugow z TVN 24 przyznaje, że zemsta Dorna wpłynie na relacjonowanie wydarzeń sejmowych. "Gdyby nie zakaz Dorna, to dzisiaj mieliśmy prowadzić studio sejmowe, ale kiedy zaproponowano nam Senat, zrezygnowaliśmy" - mówi. "To bije w samych posłów, ponieważ relacje sejmowe będą teraz dużo uboższe" - dodaje.

I są uboższe. Niewiele dało się zdobyć informacji nawet z tego pierwszego dnia. Wielkie zwiedzanie "pierwszaków" zaczęło się w południe w sobotę, trwało do niedzieli. Posłowie przyjeżdżali partiami. Jak na strażnika miejskiego przystało, punktualnie pojawił Janusz Dzięcioł - zwycięzca pierwszej edycji "Big Brothera". W czarnym garniturze i czerwonym krawacie prezentował się nie jak nowo wybrany poseł Platformy, ale jak stary sejmowy wyga.

Przy wejściu do Sejmu czekała na niego obowiązkowa wyprawka dla wszystkich - przepastna czarna torba pełna folderów i broszur, a także kartek pocztowych z wizerunkiem Sejmu. Na te pokusił się Jan Religa z PiS - nie mylić ze Zbigniewem, słynnym kardiochirurgiem, a ostatnio ministrem zdrowia. Dzięki słynnemu nazwisku Jan Religa dostał się zresztą do Sejmu, podobnie jak Łukasz Tusk, który jest także najmłodszym parlamentarzystą - ma zaledwie 22 lata. "Będę się interesował sprawami wsi, bo sam z niej pochodzę" - wydukał do kamery pierwszą wypowiedź młody poseł.

Nowicjusze poruszali się w parach. O przepisach, zasadach, a przede wszystkim obyczajach informowali ich pracownicy biura Sejmu, niektórych uświadamiali starzy posłowie. Tego dnia do Sejmu przyjechał Ryszard Kalisz, jak zawsze uśmiechnięty i dowcipkujący. "Jacyś młodzi podeszli do mnie i powiedzieli: cześć, to teraz razem będziemy posłami" - nie krył rozbawienia i zadziwienia Kalisz.

Poseł lewicy jako jedyny z nielicznych rozmawiał w tych dniach z mediami. Inni raczej unikali dziennikarzy, a ci nie mieli możliwości doścignięcia ich na korytarzach, bo drogę zagradzali strażnicy. Zemsta Dorna tego dnia okazała się wyjątkowo dotkliwa.