Mimo że Sejm pracuje już od miesiąca, wielu posłów ukrywa się przed społeczeństwem. Kłopoty z kontaktem ze swoimi przedstawicielami w parlamencie mają przede wszystkim wyborcy tzw. posłów-spadochroniarzy - wybranych w innych miastach niż te, z których faktycznie pochodzą.

Reklama

Najlepszym przykładem jest poseł-premier Donald Tusk. Wybrany z rekordowym poparciem w Warszawie, swoje jedyne biuro poselskie uruchomił w rodzinnym Gdańsku. Wyborcy, którzy chcieliby mu się pożalić na swój los lub poprosić o interwencję w jakiejść sprawie, muszą wybrać się w 340-kilometrową podróż samochodem albo spędzić pięć godzin w pociągu. A potem drugie tyle wracać.

Tusk nie jest jedynym posłem, który tak traktuje swój elektorat. Julia Pitera startowała z Płocka, ale z wyborcami chce spotykać się w Warszawie. Natomiast Paweł Graś biuro ma w Krakowie, mimo że wybrali go mieszkańcy Chrzanowa.

Nie lepiej traktują swoich wyborców posłowie opozycji. Poseł PiS z Kalisza, Jan Dziedziczak, każe swoim wyborcom jeździć do oddalonego o ponad 120 kilometrów Leszna. Przy okazji - nie sposób się do niego dodzwonić, o każdej porze dnia włącza się tylko automatyczna sekretarka. Zyta Gilowska, która w Poznaniu uzyskała ponad 54 tysiące głosów, w ogóle nie ma żadnego biura poselskiego, mimo że koledzy z PiS proponowali jej miejsce w swoich biurach.

Większość parlamentarzystów, przyłapanych przez nas na ignorowaniu swoich wyborców, tłumaczy się roztargnieniem i zapracowaniem.

"Pan Donald Tusk oczywiście zamierza uruchomić swoje biuro poselskie w Warszawie. Nie zdążył tego zrobić do tej pory ze względu na nawał obowiązków związanych z objęciem przez niego funkcji prezesa Rady Ministrów" - tłumaczy swojego szefa Anna Olszewska, dyrektor gdańskiego biura Tuska. Decyzje mają zapaść w najbliższych dniach.

W warszawskim biurze Julii Pitery usłyszeliśmy, że pani poseł chce dogadać się z innymi posłami Platformy wybranymi w Płocku i w ich biurach organizować dyżury i spotkania z wyborcami. Kłopot w tym, że nawet asystentka Pitery nie wie, kiedy będzie to możliwe. "Pani poseł jest zaangażowana w pracę rządu i większość czasu spędza w kancelarii premiera. Do nas wpada bardzo rzadko" - mówi.