Tusk podczas rozmowy w TVN24 odniósł się do różnych strategii walki z epidemią koronawirusa w Europie. W tym kontekście stwierdził, że w Budapeszcie, "ale też trochę w Warszawie", niepokoi go, że "jest maksimum nakazów, maksimum kontroli i propagandy, minimum testów i zła sytuacja w szpitalach, jeśli chodzi o leczenie konkretnych przypadków".
- Bardzo bym chciał, aby polski rząd w sposób taki bardzo przejrzysty i transparentny powiedział, bo to jest winien obywatelom, czy to jest strategia, czy wynika to z czegoś innego, że jesteśmy na szarym końcu w Europie jeśli chodzi o ilość testów. W związku z tym nie mamy realnej możliwości wprowadzenia naszej strategii - podkreślił Tusk.
- Chyba że jest to zamysł, ale nie sądzę, aby zamysłem polskiego rządu było nietestowanie - czyli brak wiedzy i brak instrumentów, aby przeciwdziałać pandemii - dodał były premier.
Dopytywany czy sądzi, że polski rząd ukrywa coś przed obywatelami, odparł, że kluczowe jest, by ludzie nie mieli takiego wrażenia.
- Widać wyraźnie i to np. na Węgrzech, państwo stanu wyjątkowego będzie trwało zdaje się już długie miesiące, co najmniej do końca roku z zawieszonym parlamentem. Wiemy jak w Chinach starano sobie poradzić, używając wszystkich instrumentów państwa wobec obywateli, w jakimś sensie nawet przeciw obywatelom. Dlatego - to nie jest przecież moje oczekiwanie tylko chyba wszystkich w Polsce, my musimy mieć wszyscy pewność, że rząd niczego nie ukrywa - mówił Tusk.
- Musimy mieć pewność, że rząd ma strategię, z której w stanie jest się publicznie rozliczyć, bo tu chodzi o życie i zdrowie Polaków. To już nie jest jakaś polityczna gra, tu już nie chodzi o jakieś kampanie, setki konferencji prasowych, o jakieś wybory prezydenckie. Tu chodzi o życie i zdrowie tysięcy ludzi dlatego obywatele muszą mieć 100 proc. przekonanie, że rząd przed nimi niczego nie ukrywa - dodał były premier.
Zdaniem Tuska, ponieważ nie słyszymy wyjaśnień, dlaczego Polacy nie są poddawani masowym testom, "na pewno u wielu ludzi rodzi się takie podejrzenie, że coś jest nie tak. Trzeba je jak najszybciej rozwiać".
- Bez zaufania czekają nas dni, tygodnie, miesiące, a może lata takiego współżycia z tym wirusem. Wiadomo, że nawet jeśli opanujemy pandemię i tempo infekcji z jakim mamy w tej chwili do czynienia to przecież problem się nie skończy za kilka tygodni czy miesięcy. Relacja między państwem a obywatelem musi być nacechowana zaufaniem, inaczej będzie polegała na przymusie, zakazie, cenzurze i takiej coraz mocniejszej niepewności i wzajemnej niechęci - powiedział Tusk.
Pytany o wybory prezydenckie ocenił, że w obecnej sytuacji jest to "sprawa drugo-, a może nawet trzeciorzędna". - Na te wybory i na kampanię patrzę pod kątem medycznym, bezpieczeństwa ludzi - powiedział. - Zorganizowanie wyborów będzie takim samym błędem, jakim błędem popisał się niestety prezydent Macron we Francji - mówił były premier. Nawiązał do przeprowadzonej w połowie marca pierwszej tury wyborów samorządowych we Francji, po której druga tura została odwołana ze względu na pandemię.
W rozmowie przywołano wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. W rozmowie z PAP lider PiS ocenił, że wybory uzupełniające, które odbyły się w niedzielę pokazały, że przeprowadzenie wyborów prezydenckich w terminie jest dzisiaj całkowicie możliwe. Tusk w odpowiedzi podkreślił, że dlatego dziś ważne jest, aby decyzje dotyczące zdrowia nie podejmowali politycy, którzy - jak zaznaczył - "nie ponoszą konstytucyjnej i prawnej odpowiedzialności - tak jak Jarosław Kaczyński", ale ludzie obdarzeni autorytetem naukowym i medycznym.
- Jarosław Kaczyński nie jest szczególnie znany z odwagi cywilnej w sytuacjach zagrożenia, więc mam wrażenia, że ta presja, postawa ludzi, ale też chyba znajdą się jacyś odważni, przyzwoici ludzie w obozie władzy, wystarczy, żeby tak czy inaczej, żeby się z tego oporu wycofał - podkreślił były premier. - Nieważne są w tym momencie wyniki wyborów prezydenckich, ale naprawdę ważne jest zdrowie i życie obywateli - dodał Tusk.
Pytany, czy on sam wybierze się na wybory, odpowiedział: Pani sobie wyobraża, że ja będę namawiał moją rodzinę, moich przyjaciół, moich zwolenników sądząc, że mogą ulec zakażeniu, będę namawiał: "idźcie głosować na moich kandydatów"? Czy wyobraża sobie pani, że Małgorzata Kidawa-Błońska czy Władysław Kosiniak-Kamysz będą mówili: "idźcie do urn wyborczych", mówiąc wcześniej, że to grozi ich życiu i zdrowiu? Przecież to jest w ogóle niewyobrażalne.
- Nie pójdę na wybory, jeśli będę sądził, że to może spowodować zakażenie tych, którzy idą wybierać, tylko dlatego, że pan Kaczyński uznaje, że to jest bezpieczne - zapowiedział Tusk. - Dobrze byłoby, aby władza, a przynajmniej opozycja, zorganizowała świat nauki, nie tylko lekarzy, ale głównie lekarzy, aby powstało ciało obdarzone autorytetem i zaufaniem obywateli, bo to naukowcy powinni dzisiaj decydować, a nie politycy, którzy w dodatku prowadzą kampanię - podkreślił.
Pytany, jaka kalkulacja stoi za tym, żeby wybory prezydenckie w Polsce odbyły się 10 maja, odpowiedział, że "po francuskim błędzie już nikt nie odważy się organizować wyborów chyba na całym świecie". - Jest rzeczą oczywistą, że nikt rozsądny i przyzwoity nie może narażać życia ludzkiego. Nie wiem jaka jest kalkulacja poza uporem - mówił Tusk. Jak dodał, ten upór jest dla niego niezrozumiały, bo przy przełożeniu wyborów prezydentem nadal będzie przecież Andrzej Duda.
Tusk pytany o rolę UE w czasach epidemii koronawirusa odparł, że to państwa narodowe zdecydowały przed laty, że nie chcą, aby UE zajmowała się sprawami zdrowotnymi. - Unia jako instytucja ma siłą rzeczy ograniczone możliwości. Po drugie: tam, gdzie ma możliwości, zareagowała natychmiast i to na gigantyczną skalę. Mówię tutaj o przygotowaniu pomocy finansowej - podkreślił były szef rady Europejskiej.