"Jak na elektryka to mam dużo, koło 3 tysięcy złotych na rączkę, ale jak na prezydenta to wstyd się przyznawać" - mówi w rozmowie z "Wydarzeniami" Lech Wałęsa. Ale od razu zaznacza: "Większość społeczeństwa na rentach, emeryturach ma jeszcze gorzej i w związku z tym my, jako przywódcy narodu, powinniśmy dać przykład i solidaryzować się z tymi, którzy nie mają".

Reklama

Były prezydent przyznaje, że nie ma lekko. "Moja żona wydaje średnio na miesiąc sześć tysięcy, ja zarabiam 3 tysiące, przecież nie kradniemy, więc muszę dopracować. Już nie mówię o rodzinie, która jest duża. No i potrzeby ma też niemałe" - zwierza się Wałęsa. "Bywają wykłady, spotkania płatne różnych grup i z tego korzystamy" - mówi "Wydarzeniom".

Wczoraj ujawniliśmy, że Platforma Obywatelska pochyliła się nad kieszeniami byłych prezydentów. "Ich wynagrodzenia są żenująco niskie. Powinny znacznie wzrosnąć" - powiedział dziennikowi.pl Zbigniew Chlebowski, szef klubu parlamentarnego PO. I zapowiedział, że Platforma przygotuje odpowiednie zmiany w przepisach.

Pomysł podchwyciła lewica. "Te uposażenia są absolutnie za niskie. A przecież tak ważna jest rola byłych prezydentów w promocji istotnych dla Polski spraw. Pamiętamy choćby ich lobbowanie za zorganizowaniem Expo we Wrocławiu" - powiedział dziennikowi.pl Wojciech Olejniczak, szef klubu LiD.

Reklama

Temat wywołał dziś w mediach burzę. Atakowani politycy PO zaczęli się wycofywać z tego pomysłu, tłumacząc, że jeszcze żadnego nie ma projektu, i że są ważniejsze w kraju sprawy.

Zgodnie z ustawą z 1996 roku byłym prezydentom przysługuje dożywotnio emerytura (około 6 tysięcy złotych brutto), pieniądze na prowadzenie biura (miesięcznie około 10 tysięcy) oraz ochrona Biura Ochrony Rządu na terenie Polski. Ponadto mogą dożywotnio, wraz z członkami najbliższej rodziny, korzystać z rządowych lecznic.