O tym, że sądy od kilku już lat borykają się z problemem nieobsadzonych stanowisk sędziowskich, pisaliśmy na łamach DGP nieraz. Najgorsza sytuacja jest w sądach okręgowych, gdzie braków kadrowych nie można łatać asesorami. W 2019 r. na tym szczeblu sądownictwa było aż 426 na 841 wszystkich nieobsadzonych etatów orzeczniczych. Tymczasem to właśnie do sądów okręgowych najczęściej aspirują sędziowie przebywający na delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości. A kiedy już otrzymują awans, zamiast podjąć czynności orzecznicze na nowym stanowisku, często wybierają pracę w resorcie. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2009 r. (patrz: grafika) sędzia nie może bowiem łączyć orzekania z delegacją do MS. Efekt więc jest taki, że awansowani sędziowie, mimo że nie orzekają, otrzymują wyższą pensję, a sądy nadal nie otrzymują realnego wsparcia kadrowego.
Dlaczego sędzia nie może orzekać, będąc delegowanym do resortu sprawiedliwości / Dziennik Gazeta Prawna

Problem dostrzeżony

Problem ten został zauważony na ostatnim posiedzeniu Krajowej Rady Sądownictwa, w trakcie którego rozstrzygano m.in. konkurs do Sądu Okręgowego w Warszawie. Jedyną kandydatką była Monika Podgórska-Sułecka, sędzia Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy. I choć otrzymała ona rekomendację zespołu, to jej kandydatura nie została poparta przez KRS. Wątpliwości bowiem wzbudziło to, że sędzia nie odpowiedziała na pytanie, czy po otrzymaniu awansu podejmie czynności orzecznicze. Monika Podgórska-Sułecka od lutego 2018 r. przebywa bowiem na delegacji w MS, gdzie pracuje w departamencie nadzoru administracyjnego.
Reklama
– Obserwujemy od dłuższego czasu, że coraz więcej sędziów, którzy są na delegacji w ministerstwie, stara się o awans – podniosła Ewa Łąpińska, jedna z członkiń KRS. Jak podkreślała, oczywiste jest, że skoro minister sprawiedliwości ogłasza wolne miejsce, czy to w sądzie okręgowym, czy w każdym innym, to chodzi o to, żeby to miejsce było obsadzone orzecznikiem. Tymczasem, jak mówiła sędzia Łąpińska, wiele jest takich sytuacji, że sędziowie rekomendowani przez KRS dostają awans i nadal wolą pracować w resorcie, a miejsce w sądzie pozostaje nieobsadzone. Jak podkreślała, takie przypadki mogą być pretekstem do formułowania pod adresem KRS zarzutów o braku skuteczności reformy sądownictwa.

Awanse na papierze

Aby się przekonać, że słowa sędzi Łąpińskiej mają uzasadnienie w faktach, wystarczy prześledzić losy Pawła Zwolaka. Sędzia ten, decyzją Zbigniewa Ziobry, trafił do resortu sprawiedliwości w 2015 r. Wówczas był sędzią Sądu Rejonowego w Janowie Lubelskim. W 2019 r. wystartował w konkursie do SO w Zamościu, a KRS poparła jego kandydaturę. W efekcie w kwietniu zeszłego roku prezydent wręczył mu akt nominacji na stanowisko sędziego sądu okręgowego. Mimo to do dziś nie podjął on czynności orzeczniczych w tej jednostce, a w resorcie nadal pełni funkcję dyrektora departamentu nadzoru administracyjnego.
– To nie jest odosobniony przypadek. W tym kontekście warto również wspomnieć o Katarzynie Naszczyńskiej, która w maju tego roku otrzymała awans do Sądu Okręgowego dla Warszawy-Pragi, mimo że od niemal 10 lat przebywa na delegacji w resorcie sprawiedliwości – zauważa Bartłomiej Starosta, sędzia Sądu Rejonowego w Sulęcinie, przewodniczący Stałego Prezydium Forum Współpracy Sędziów. Jak dodaje, ona również do dziś nie podjęła czynności orzeczniczych.
– Tego typu awanse nie służą nikomu poza samymi zainteresowanymi, którzy dzięki nim dostają wyższe stanowiska i wynagrodzenie. To są awanse zawodowe tylko i wyłącznie na papierze i rachunku bankowym, dlatego też w normalnej sytuacji kandydat, który jest na delegacji w resorcie, powinien zadeklarować, czy wróci do orzekania po otrzymaniu nominacji. W przeciwnym wypadku rekomendowanie takich osób nie będzie miało, jak to już zresztą bywało w przeszłości, żadnego celu związanego ze sprawnością funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Takie osoby zajmują etaty orzecznicze w sądach przeciążonych liczbą spraw, które mogłyby działać znacznie lepiej, z korzyścią dla obywateli – uważa Bartłomiej Starosta.
W tym kontekście nie można nie wspomnieć także o Annie Dalkowskiej, wiceminister sprawiedliwości, która wystartowała w konkursie do Naczelnego Sądu Administracyjnego i uzyskała poparcie KRS.
– Rodzi się pytanie, czy zapytano sędzię Sądu Rejonowego Annę Dalkowską, czy po otrzymaniu nominacji od pana prezydenta stawi się do pracy w NSA, czy nadal będzie pracować na rzecz ministra sprawiedliwości. Jednak z uwagi na wątpliwości co do prawidłowości tych awansów procedowanych z udziałem upolitycznionej KRS chyba lepiej, żeby takie osoby w ogóle nie orzekały. Z drugiej jednak strony szkoda, że blokują one miejsce np. osobom, które mogłyby być prawidłowo delegowane do tych sądów z sądów niższego rzędu – zastanawia się Bartłomiej Starosta.
Maciej Mitera, rzecznik prasowy KRS, nie ma wiedzy na temat tego, czy sędziowie Zwolak, Dalkowska i Naszczyńska składali oświadczenia o powrocie do orzekania po otrzymaniu nominacji na stanowiska, o które się starali.
– Jeżeli jednak tak by było, a mimo to sędziowie nie wróciliby do orzekania, to należałoby to uznać za działanie niehonorowe – mówi sędzia Mitera, zaznaczając przy tym, że jest to jego osobiste zdanie, a nie opinia całej rady.
Sprawy nie chciała komentować sędzia Dalkowska. Na nasze pytania nie odpowiedział także sędzia Zwolak.
Co ciekawe, na rozpoczynającym się dziś kolejnym posiedzeniu KRS znów będzie musiała zastanowić się nad opisywanym zjawiskiem. W konkursie do Sądu Okręgowego w Warszawie staje bowiem Maja Minkisiewicz, sędzia, która także pracuje w resorcie sprawiedliwości.