Ludwik Dorn nie zgadza się z poglądem opozycji, że zapowiedź polskiego weta do wieloletniego budżetu Unii Europejskiej oznacza chęć wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. "Nie widzę żadnych przesłanek, by formułować taki pogląd" - mówi były wiceprezes PiS. Dodaje, że hasło "polexit" jest zrozumiałe dla opinii publicznej. "To taki brexit po polsku. Opozycja wie, że istnieje realny problem związany z pozycją i funkcjonowaniem Polski w Unii Europejskiej. Gdyby chciała go precyzyjnie nazwać, to musiałaby przeprowadzić skomplikowany wywód, który nie każdy zrozumie. Zatem byłoby to mniej użyteczne politycznie. A +polexit+ to hasło, które każdy rozumie" - przekonuje były polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Zapewnia przy tym, że w PiS nigdy nie było pomysłów, by opuścić UE. "W latach poprzedzających akcesję Polski do Unii Europejskiej Jarosław Kaczyński był zdecydowanym zwolennikiem obecności we Wspólnocie, ponieważ uważał, że będzie to zakorzenienie Polski na Zachodzie. Co do korzyści gospodarczych, to uważał, iż nie ma pewności, że się pojawią" - wspomina były wicepremier i szef MSWiA. "Rzecz w tym - zaznacza jednak - że w związku z przemianami w samej Unii argument Wspólnoty jako gwaranta naszego zakorzenienia na Zachodzie nieco osłabł". "Bilans być może nadal pozostaje dodatni, ale mniej korzystny niż 15 lat temu. Wynika to ze wzrostu politycznej, militarnej i gospodarczej potęgi Chin. Teraz to konflikt amerykańsko-chiński stał się podstawowym wyznacznikiem sytuacji światowej, a Unia ma trudności, żeby się w tej sytuacji odnaleźć" - ocenia Dorn.
Pytany o powody zapowiedzi weta, były wiceprezes PiS mówi: "Sądzę, że zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Zbigniew Ziobro boją się mechanizmu warunkowości, czyli powiązania wypłat z praworządnością". "Dlatego wznoszą okrzyki o odbieraniu suwerenności czy zniewoleniu przez Berlin, choć jest to sprzeczne z faktami. Prezydencja niemiecka i Angela Merkel osobiście osłabiły mechanizm zaproponowany przez Komisję Europejską, która chciała odwróconą większością decydować o możliwości nakładania sankcji za brak praworządności. To oznaczało, że sankcje wchodziłyby w życie, gdyby nie zostały odrzucone większością kwalifikowaną" - tłumaczy Dorn.
Jak dodaje, sam miał do tego "ogromne zastrzeżenia". "I gdyby ten mechanizm przeszedł, to razem z Kaczyńskim krzyczałbym o zagrożeniach. Ale skoro odwrócona większość została zastąpiona traktatową podwójną większością, konieczną do zaakceptowania przedłożenia Komisji, to żadnego niebezpieczeństwa zniewolenia kogokolwiek nie ma" - uważa były polityk PiS.
Według niego Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro obawiają się, że UE zablokuje "czystki w sądach powszechnych". "Nie chodzi o suwerenność, tylko o to, czy będą mogli pogonić tych niepokornych sędziów, których dyscyplinarnie gnębi Ziobro, a to jest ok. 1000 osób, i w ich miejsce wstawić swoich pachołków do sądów powszechnych" - mówi Dorn. Dopytywany, czy nie chodzi o wprowadzenie nam przez Unię "aborcji na życzenie albo eutanazji", były wicepremier ocenia: "to jest argumentacja od czapy przeznaczona dla najmniej mądrej części wyborców". "Chodzi wyłącznie o sądy" - podkreśla.
Dorn ocenia, że węgierski premier Viktor Orban i prezes PiS Jarosław Kaczyński to "polityczni chuligani, którzy mają pewną przewagę nad negocjatorami unijnymi". "Polega ona na tym, że polityczna kultura wewnątrzunijnych negocjacji, w której wyrośli i z którą są związani wszyscy przywódcy unijni, dopuszcza odgrywanie teatru w trakcie negocjacji – tłuczenie kieliszków, kopanie współbiesiadników w kostkę, rzucanie talerzami. I to jest w porządku. Natomiast w ramach tej specyficznej kultury nie jest aprobowane wywracanie stołu i wrażanie rdzawego noża w plecy" - mówi były wiceszef PiS.