Politycy przypomnieli sobie o przedcovidowej zasadzie, że prognozą zwycięstwa jest liczba uściśniętych rąk. Donald Tusk jeździ więc po Polsce już od kilku tygodni, a prezes PiS właśnie ruszył. Każdy z nich ma swoje ważne powody. - Kończę już swoją misję w rządzie, będę się musiał skoncentrować na pracy partyjnej - powiedział Kaczyński w Sochaczewie, gdzie zaczął swój objazd. Ale dopóki nie skończy, co powinno nastąpić do końca czerwca, będzie odwiedzał tylko okolice Warszawy.
O tym, że to już faktyczna kampania, świadczy to, że prezes ma objechać właśnie tworzone nowe partyjne okręgi, których będzie 94. Ma to zmobilizować lokalne struktury i dać miejscowym członkom PiS argumenty z pierwszej ręki do przekonywania mieszkańców. Obowiązuje narracja, że ta władza jest blisko ludzi, a tamci odwrócili się do nich plecami, że rząd reaguje na trudną sytuację, a obecna opozycja tego nie robiła, gdy rządziła et cetera, et cetera.
Z kolei Platforma Obywatelska próbuje odrobić zaległą lekcję z wyborczej strategii. Kilka lat temu PiS zrobił dokładne badania pokazujące, w których okręgach jest szansa na przełamanie hegemonii opozycji. Politycy PO twierdzą teraz, że zrobili to samo i nieprzypadkowo dobierają kierunki podróży Tuska. Eskapady przewodniczącego mają potrwać przynajmniej do końca czerwca. Celem jest spowodowanie, by notowania Koalicji Obywatelskiej wreszcie ruszyły z miejsca. Bo te mniej więcej od lipca 2021 r. - a więc gdy Tusk przejmował stery w Platformie - oscylują wokół 24-25 proc., a to sugeruje, że taki jest sondażowy sufit tego ugrupowania (o tym, czy ten sufit faktycznie istnieje, czytaj na A18).
Reklama