Za pierwszym razem lider PiS trafił do rządu jako jego szef, za drugim – jako wicepremier z konkretnym przydziałem do sfery bezpieczeństwa państwa, a teraz jako jedyny wicepremier, bo partii nie idzie w kampanii wyborczej. Ten ruch nie jest zaplanowanym z góry elementem strategii, a raczej operacją ratunkową w momencie kampanijnej zadyszki.
Choć PiS miał już olbrzymią konwencję i wyszedł z kilkoma obietnicami w rodzaju kredytu 2 proc. czy 800 plus, a politycy tego ugrupowania dwoją się i troją w terenie, to notowania partii po odbiciu z początku roku stoją w miejscu. Miejscu, które w najlepszym razie pozwala myśleć o utrzymaniu władzy wyłącznie w jakimś porozumieniu koalicyjnym.
CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRONICZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>