Znana z udziału w kampanii wyborczej PiS Anna Cugier-Kotka, która twierdzi, że w sobotę została brutalnie pobita, złożyła formalne zawiadomienie o przestępstwie. W środę została też przesłuchana. Policjantom powiedziała, że nie jest w stanie rozpoznać napastników. Jak ustalił DZIENNIK, w piątek funkcjonariusze zamierzają jednak przejrzeć z nią zdjęcia praskich chuliganów.

Reklama

W środę do domu aktorki przyjechała dwójka doświadczonych funkcjonariuszy wydziału dochodzeniowo-śledczego Komendy Stołecznej Policji, którym przez blisko cztery godziny składała zeznania. "Dopiero od tego momentu mogliśmy się zająć sprawą" - tłumaczy rzecznik komendanta stołecznej policji Marcin Szyndler.

>>> Cugier-Kotka odmówiła złożenia zeznań

Jak według tych zeznań wyglądała napaść? Opowiada oficer proszący o zachowanie anonimowość -"Była sobota, godz. 8. Aktorka wracała ze sklepu z kupioną tam wodą. Otoczyło ją trzech mężczyzn. Jeden z nich wykręcił kobiecie rękę i kilka razy kopnął. Prawdopodobnie chciał trafić w pupę, a wcelował w okolicę bolących ją kolan. Napaści towarzyszyły przekleństwa i krzyki, że to kara za aktywny udział w spotach PiS".

>>> Grożą jej śmiercią, bo grała dla PiS

Ta ostateczna wersja różni się od poprzednich, w tym także tej, którą Cugier-Kotka przedstawiła w sobotę około godz.14, gdy zadzwoniła na alarmowy numer 112.

Co teraz robi policja?

Reklama

>>> Oto szczegóły "pobicia" Cugier-Kotki

"Sprawdzamy każdy szczegół, który może nas przybliżyć do wykrycia sprawców. Ale nie ukrywam, że po ostatecznych zeznaniach mamy wątpliwości, czy do napaści w ogóle doszło" - przyznaje wysoki rangą oficer Komendy Stołecznej Policji. Marcin Szyndler mówi nam, że badany jest moment napaści - "być może został sfilmowany przez kamerę: monitoringu miejskiego, bankomatową czy prywatną".

>>> Palikot: Pobicie Cugier-Kotki to kabaret

Dziś już wiadomo, że pogotowie ratunkowe wcale nie odmówiło aktorce pomocy. Funkcjonariuszy dziwi również, że kobieta nie potrafi powiedzieć nawet tego, czy napastnicy byli wysocy lub jakiego koloru mieli włosy. "Ale z kryminalnego incydentu zrobiła się polityczna afera, więc użyjemy wszystkich dostępnych prawem środków, aby ją wyjaśnić" - zapowiada jeden ze stołecznych policjantów.