Jak już wcześniej informowaliśmy, Sejm odwołał w środę wieczorem w głosowaniu ośmiu członków Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski w latach 2007-2022: Sławomira Cenckiewicza, Andrzeja Zybertowicza, Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, Łukasza Cięgoturę, Marka Szymaniaka, Arkadiusza Puławskiego, Andrzeja Kowalskiego i Michała Wojnowskiego.
Zanim jednak doszło do ich odwołania, komisja ujawniła efekty swojej pracy.
"Komisja ds. rosyjskich wpływów rekomenduje, aby D. Tuskowi, J. Cichockiemu, B. Klichowi, B. Sienkiewiczowi nie były powierzane stanowiska publiczne odpowiadające za bezpieczeństwo państwa. Ich zły nadzór doprowadził do nieprawidłowych działań SKW"- oceniono.
Jak informował TOK FM, chodzi przede wszystkim o to, że w latach 2010-2014 rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa była uznawana za służbę partnerską. - Karykaturalna komisja, karykaturalne wnioski. Te nici są grube jak lina okrętowa. Znani z tego typu działalności pan Cenckiewicz, pan Zybertowicz i inni, zrealizują każde zlecenie PiS-u - komentował Tomasz Siemoniak, były minister obrony narodowej.
Siemoniak: Służby w interesie Polski powinny współpracować nawet z diabłem
Jak przypomniał, w czasie wojny w Afganistanie "kilkadziesiąt innych służb na świecie" współpracowało z FSB. Wymienił między innymi FBI i CIA.
- Dokładnie wiadomo, że ta współpraca dotyczyła obecności i bezpieczeństwa Polaków w Afganistanie. Współpracowało FBI, CIA i było to absolutnie naturalne. Istotą działalności służb specjalnych, jest to, że w interesie Polski powinny współpracować nawet z diabłem. Robienie z tego zarzutów jest działaniem, które leży w tradycji PiS, polegającej na osłabianie polskich służb i polskiej pozycji - stwierdził Siemoniak.
Dodał, że sam - razem z Donaldem Tuskiem - znaleźliby się na celowniku prokuratury, gdyby coś okazało się nie tak.
Siemoniak: Żałosne
Komisja Cenckiewicza dostała owacje na stojąco w Sejmie. Klaskali politycy Prawa i Sprawiedliwości, co Siemoniak ocenił jako propagandę. - To było żałosne, że Jarosław Kaczyński i ci odwołani ministrowie muszą wstawać i bić brawo pseudokomisji, która była potworkiem legislacyjnym. Wszyscy wiedzieli, że to służyło tylko i wyłącznie do propagandy. Źle się zaczęło, nic się nie działo, a później źle się skończyło - mówił gość TOK FM.
Zapytany, czy Andrzej Duda może wykorzystać owoce pracy komisji "lex Tusk", by opóźnić przejęcie władzy przez koalicjantów stwierdził, że nie wierzy, że prezydent mógłby chcieć "oprzeć cokolwiek na takiej lipie". Nazwał też raport "pseudoraportem".
Siemoniak: Tracimy czas w żenującym spektaklu
- Co prezydent powie, tego nie wiem, natomiast nie wierzę, że prezydent chciałby cokolwiek opierać na takiej lipie. Ten pseudoraport zakończy swój żywot gdzieś na weekendowych programach publicystycznych, bo to jest niepoważne - stwierdził rozmówca TOK FM.
- Sejm zdecyduje, a Tusk zostanie premierem, bo jest co do tego żelazna wola. A teraz tracimy czas w żenującym spektaklu z dwutygodniowym rządem - podsumował Siemoniak.
Czym jest Komisja do spraw wpływów rosyjskich?
Państwowa Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 to organ państwowy.
Komisja ta ma za zadanie prowadzić postępowania wyjaśniające działalność osób, które w latach 2007–2022 były funkcjonariuszami publicznymi lub członkami kadry kierowniczej wyższego szczebla i działając pod wpływem rosyjskim, podejmowały różnorodne działania na szkodę interesów Polski, jak podejmowanie decyzji administracyjnych, udostępnianie informacji osobom trzecim, czy zawieranie umów z podmiotami trzecimi.
Ponadto, bada przypadki wpływów rosyjskich na inne osoby i instytucje, które mogły w istotny sposób oddziaływać na bezpieczeństwo wewnętrzne Polski, w tym wpływ na środki masowego przekazu, rozpowszechnianie fałszywych informacji, działalność stowarzyszeń i fundacji, oraz funkcjonowanie partii politycznych.