Wideo nakręcone telefonem komórkowym przez jednego z gości jest wstrząsające. Nagranie pokazuje pierwsze chwile pożaru i ewakuacji. Widać pojawiający się w błyskawicznym tempie dym i panikę wśród uciekających ludzi.
>>> Tak płonął rosyjski klub. Drastyczne!
Gdy autor filmu wydostał się na zewnątrz, rejestrował to, co działo się potem - wynoszone kolejno z klubu ciała, dziesiątki zakrwawionych rannych układanych na chodnikach, ludzi, którzy na mrozie zdzierali z siebie spalone ubrania.
W pożarze, który wybuchł minionej nocy w klubie nocnym w Permie na Uralu, zginęło 109 ludzi - podał oficjalny przedstawiciel pionu śledczego rosyjskiej prokuratury Władimir Markin. Według niego, 98 osób straciło życie na miejscu pożaru, a 11 zmarło w szpitalach.
Dziewiętnastu najciężej poszkodowanych przetransportowano w sobotę przed południem samolotami Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych do Moskwy. Do stolicy mają być przewiezieni kolejni ranni. W nocy do Permu wysłano trzy samoloty z lekarzami, psychologami i ratownikami.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew zażądał surowego ukarania właścicieli klubu nocnego. Oświadczył, że właściciele lokalu, który zapalił się w czasie pokazu zimnych ogni, "nie mają ani mózgów, ani sumienia". "Dawane były zalecenia. Oni na nie reagowali. Co więcej, zaprosili na święto przedstawicieli firmy, która zorganizowała tam pokaz zimnych ogni" - powiedział prezydent.
Prezydent ogłosił poniedziałek, 7 grudnia, dniem żałoby narodowej w całej Rosji. Natomiast lokalne władze ogłosiły trzydniową żałobę (5-7 grudnia) w regionie.
Pożar wybuchł w sobotę około 1.00 czasu miejscowego (piątek, 22.00 czasu polskiego) w położonym w centrum miasta klubie Kulawy Koń. Klub obchodził swój jubileusz i bawiło się w nim ponad 300 osób. Lokal zaczął się palić bezpośrednio po pokazie żonglerki z pirotechnicznymi buławami.
Pożar bardzo szybko ogarnął niemal cały klub o powierzchni 500 metrów kwadratowych. Rozprzestrzenianiu się ognia sprzyjał wystrój ze sztucznych materiałów i drewniane meble.
Salę główną błyskawicznie ogarnął gęsty dym, a ludzie zaczęli się dusić. Ogień odciął im drogę wyjścia. Wybuchła panika; obsługa i goście próbowali wydostać się przez wyjście służbowe. Powstał tam ścisk; ludzie się tratowali.
"Panował straszny zapach. Zapamiętałam go na całe życie. Wszystkie szyby wybite, na rękach nieśli młodziutkie dziewczyny, wszystkie popalone" - opowiadała cytowana przez agencję RIA-Nowosti Lidia, której udało się uratować.
RIA-Nowosti przekazała, że po ugaszeniu ognia ekipy śledcze pracowały w całkowicie zniszczonym pomieszczeniu, gdzie rozbrzmiewały dzwonki kilkudziesięciu telefonów komórkowych należących do ofiar.