Zaczęło się od buntu żołnierzy. Wojskowi pochodzący z zachodniej części wyspy oskarżyli władze, że pomijają ich w awansach. Żołnierze zaczęli walczyć z żołnierzami. Dołączyła policja. Teraz walczy każdy z każdym.
Mieszkańcy Dili ze strachu uciekają w pobliskie góry, ale tam też nie jest bezpiecznie. Co chwila słychać wybuchy i strzały. Ze stolicy ewakuowano też 350 pracowników ONZ.
Choć do Deli cały czas ściągają żołnierze z Australii, Nowej Zelandii i Malezji, którzy w ramach operacji pokojowej mieli pomóc, to nie udaje się im zapanować nad sytuacją.
Terytorium Timoru Wschodniego obejmuje wschodnią część wyspy Timor leżącej na północ od Australii. Mieszka tam ok. 850 tys. ludzi.
Już nikt nie panuje nad rozwścieczonym tłumem. Zbrojne bandy ciągną ulicami Dili, stolicy Timoru Wschodniego, siejąc śmierć i zniszczenie. Żołnierze walczą z żołnierzami, policjanci z żołnierzami - słowem wszyscy z wszystkimi. 50 tys. cywili uciekło w góry. Rywalizujące grupy etniczne wykorzystują niestabilną od tygodni sytuację do załatwiania starych porachunków.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama