Terroryści walczą jak partyzanci, nie mają stałych jednostek. W mig wtapiają się w tum cywilów, bo nie mają mundurów. Uzbrojeni w rosyjskie kałasznikowy lub amerykańskie M-16, nie mają kłopotów z amunicją. Miliony pocisków i tony uzbrojenia pozostały jeszcze po Rosjanach, którzy próbowali opanować ten kraj. W razie problemów mogą liczyć na kontrabandę z sąsiedniego Pakistanu.



To utrudnia wojskom NATO ich wykrycie - na nic zdają się najnowocześniejsze samoloty szpiegowskie i satelity. Ale większy kłopot to dzika przyroda - góry, kamienne pustynie i nie do zdobycia słynne groty Tora-Bora, w których ukrywał się bin Laden. Do tego miejscowa ludność, która - często ze strachu - sprzyja terrorystom.



Wszystko to powoduje, że żołnierz porusza się tam niczym ślepy we mgle. Supernowoczesne amerykańskie bomby lotnicze, które mogą przebijać umocnione schrony, nie na wiele się tu zdają. Projektowano je do rozbijania żelbetonowych konstrukcji, a nie skał, w których wykute są jamy.



Rusznice przeciwczołgowe i miny skutecznie uniemożliwiają poruszanie się wojskom sprzymierzonym. Czołgi są bezużyteczne na pofałdowanym terenie. Bezpieczniejsze są jedynie transportery opancerzone do przewożenia żołnierzy.



Jedyną odpowiedzią na działania partyzantów są jednostki specjalne komandosów. Działają tam amerykańskie: DELTA, SEALS, 10 Grupa Specjalna i nasz Grom.



To oni, uzbrojeni w lekką broń, ale zaprawieni w bojach w skrajnie trudnych warunkach, odnoszą największe sukcesy. To dlatego kolejnych 80 polskich komandosów pojawi się w Afganistanie w przyszłym roku. Będzie ich wspierać brygada zmechanizowana, czyli razem około tysiąca osób.