Kondukt przejeżdżał wzdłuż ulicy, przy której mieszka rodzina mordercy. Nikt jednak nie krzyczał, nikt nie wzywał do linczu. Bo amisze przebaczyli żonie i dzieciom zbrodniarza. Jeszcze na podłodze sali, w której psychopata strzelał do dziewczynek, są ślady krwi, a przedstawiciele wspólnoty amiszów przyszli pocieszać żonę mleczarza - mordercy. Wierzą, że wszystko dzieje się według zamierzeń Boga, tak więc człowiek nie może protestować przeciw woli Stwórcy.

Reklama

Rodziny ofiar prosiły jedynie o spokój, dlatego żadna z amerykańskich telewizji nie pojawiła się na cmentarzu. Wszyscy dziennikarze uszanowali życzenie rodzin.

Tymczasem na jaw wyszły kolejne fakty. Okazuje się, że morderca nie molestował w przeszłości swych kuzynów. Tę bajeczkę zmyślił podczas pożegnalnej rozmowy z żoną. A do ataku na szkołę przygotowywał się długo, zgromadził amunicję, sznur, kajdanki i paralizatory.

Policja twierdzi, że chciał zabić wszystkie dziesięć dziewczynek, które wziął jako zakładniczki. Jednak pięć z nich przeżyło egzekucję. W ciężkim stanie leżą w szpitalu.