Zbuntowani Węgrzy nie czekają nawet na wynik głosowania polityków. Już szykują się do gigantycznej demonstracji. Protest potrwa kilkanaście dni. Na placu Kossutha w centrum Budapesztu ma się zebrać ponad 100 tysięcy wkurzonych obywateli. Manifestację organizuje opozycyjna - prawicowa partia Fidesz. Bo jak mówi jej lider, Węgry nie mogą być zakładnikiem szefa lewicowego rządu.

Zamieszki na Węgrzech wybuchły w nocy 19 września, po tym jak jedna z rozgłośni radiowych puściła nagranie, w którym premier Gyurcsany wulgarnie i bez ogródek przyznał, że jego rząd przez dwa lata kłamał. I tylko po to, by wygrać wybory.

Rozjuszony tłum podpalił na znak protestu budynek telewizji. A następnego dnia przed węgierskim parlamentem protestowało 10 tysięcy ludzi. W starciach z policją rannych było 200 demonstrantów, a 150 aresztowano. Od tej pory Węgrzy nieustannie protestują i żądają dymisji skompromitowanego szefa rządu. A Gyurcsany ciągle nie zamierza ustąpić ze stołka.