Oskarżenia przeciw ministrowi nie schodzą z pierwszych stron niemieckich gazet, a afera rujnuje jego wizerunek; według opublikowanego wczoraj przez telewizję ARD sondażu popularności polityków w ciągu zaledwie miesiąca poparcie dla ministra spadło z 69 do 47 procent.

Trudno się dziwić tak surowej ocenie wyborców, bo historia Murata Kurnaza mrozi krew w żyłach. Kilka tygodni po zamachach w USA 11 września 2001 roku wówczas 19-letni Kurnaz został pojmany w Pakistanie i przekazany amerykańskim żołnierzom w Afganistanie. Podejrzany o związki z Al-Kaidą trafił do Guantanamo, gdzie - jak twierdzi - był torturowany i poniżany. Zwolniono go dopiero w sierpniu 2006 roku, chociaż dużo wcześniej było wiadomo, że nie ma żadnych dowodów na jego związki z terrorystami.

Wiedziały to władze amerykańskie, które w 2002 roku miały zaproponować Berlinowi zwolnienie Kurnaza. Niemcy ofertę odrzuciły, a decyzję w tej prawie miał - według niemieckich mediów - podjąć Steinemeier, wówczas szef urzędu kanclerskiego oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Strategia obrony Steinmeiera jest kiepska. Zamiast pokornie przyznać, że być może popełniono błędy i uzasadnić je obawami o bezpieczeństwo kraju po zamachach 11 września 2001, ten umywa ręce od wszelkiej odpowiedzialności i twierdzi, że w sprawie Kurnaza uczyniono wszystko, co należało.