Wydobycie żywego górnika po tak długim czasie od katastrofy tchnęło w ratowników nowe siły. "Jeśli przeżyła jedna osoba, to gdzieś jeszcze mogą być następni żywi" - mówią ratownicy. Do tej pory przeszukali już 3/4 terenu objętego zawałem. Największy problem to ogromne bryły skalne i duża ilość gruzu, który muszą przerzucać ręcznie. W korytarzu wciąż jest sporo dymu. Cały czas istnieje niebezpieczeństwo kolejnych eksplozji.

Wciąż też zmienia się liczba ofiar. Teraz mówi się o 104 zabitych, a nie - jak jeszcze niedawno podawano - 106. Sześciu górników nie udało się jeszcze odnaleźć. W tej chwili już wiadomo, że przyczyną katastrofy był nagły wypływ metanu. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że system ostrzegania o niebezpieczeństwie nie zdążył zareagować.

Według gubernatora obwodu kemerowskiego Amana Tulejewa, który kieruje akcją ratunkową, w poniedziałek "miał być uruchomiony najnowszy angielski system zapewniania bezpieczeństwa przy pracach podziemnych". Jak dodał gubernator, "główny inżynier i całe kierownictwo kopalni poszło z przedstawicielami firmy sprawdzać działanie tego systemu". Wszyscy zginęli.

Kopalnią "Uljanowska" w Nowokuzniecku zatrzęsło wczoraj ok. godz. 8.30. "Uljanowska" jest najmłodszą kopalnią w tym regionie. Powstała zaledwie pięć lat temu. Do tej pory nie było tam żadnego wypadku.

Metan jest zawsze tam, gdzie są pokłady węgla. Kiedy zmiesza się z powietrzem, może dojść do tragedii. Wystarczy, że jest go dziesięć razy mniej niż samego powietrza i iskra, żeby nastąpił wybuch.

Dlatego walka z groźnym metanem spędza sen z powiek specjalistom od górnictwa. Problem jest tym większy, że górnicy schodzą coraz niżej i niżej, szukając węgla. Im dalej w głąb, tym więcej metanu, a naprawdę niebezpiecznie robi się poniżej 500 metrów.