To na razie tylko wstępne wyniki, ale wynika z nich, że zwolennicy prezydenta Rafaela Correi zwyciężyli w tym plebiscycie. I to bardzo wyraźnie, bo prezydenta poparło 78 proc. głosujących. Dlatego lewicowy szef państwa może czuć się dużo silniejszy w konflikcie z parlamentem. Tym bardziej że przed referendum ogłosił, że zrezygnuje w przypadku swojej porażki.

Reklama

Correa walczy z Kongresem i chce zmienić konstytucję Ekwadoru, tak, żeby miał dużo większe uprawnienia. Zapowiada reformy społeczne i budowanie socjalizmu. Parlament nazywa korupcyjnym szambem, ale znawcy Ekwadoru podkreślają, że tu akurat ma rację.

Ekwadorski prezydent to przyjaciel populistycznego przywódcy Wenezueli, Hugo Chaveza. W jednej drużynie gra też z prezydentem Bolwii, Hugo Moralesem. Ci z kolei są wiernymi uczniami dyktatora na Kubie, Fidela Castro. Correa, podobnie jak jego koledzy, chce wyrzucić z kraju zagraniczne koncerny naftowe. Zamierza też wymusić lepsze warunki dzierżawienia baz wojskowych przez USA.

Jeśli wstępne wyniki referendum się potwierdzą, Rafael Correa będzie miał wolną rękę, żeby wprowadzić w życie swoje pomysły. I poprowadzić swój kraj w stronę socjalizmu. W dodatku, co zaskakujące, za zgodą swoich rodaków.