"Niebiescy radykałowie utrzymują kontakty ze środowiskami kryminalnymi i służbami obcych państw" - grzmiał niedawno przedstawiciel kancelarii prezydenta Juszczenki. Chwilę później Kijowem wstrząsnęła informacja, że na liderów opozycji - Julię Tymoszenko i Jurija Łucenkę - szykowane są zamachy. Ludzie prezydenta idą zresztą jeszcze dalej: ich zdaniem obiektem ataku może być nawet sam Wiktor Juszczenko. Wczoraj Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) podała, że sprawdza wszystkie doniesienia na ten temat.
"Skoro sprawą zajęła się SBU, to informacje muszą być wiarygodne" - przekonuje w rozmowie z DZIENNIKIEM Wołodymyr Połochało, poseł Bloku Julii Tymoszenko. Zaprzecza jednocześnie, by rozpowszechnianie pogłosek o zamachach było czarną propagandą mającą skompromitować obóz Janukowycza.
Inną wersję zamachu na przywódczynię opozycji przedstawia jednak Partia Regionów, polityczne zaplecze premiera. "Mamy informacje o prowokacji szykowanej przez prezydencką Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Planowano upozorowanie porwania Tymoszenko i chciano nas oskarżyć o ten czyn" - mówi DZIENNIKOWI Taras Czornowił, poseł Partii Regionów. Zapytany o to, czy ta sensacyjna wersja nie jest przypadkiem elementem wojny propagandowej z pomarańczowymi, stanowczo zaprzecza.
Jego słowa nie brzmią jednak zbyt przekonująco. Politycy Partii Regionów doskonale wiedzą, że skutecznym sposobem na skompromitowanie prezydenta jest zarzucanie mu przygotowań do zamachu stanu. Ludzie Janukowycza jak mantrę powtarzają spekulacje o szykowanym przez Juszczenkę przewrocie. "Kancelaria Prezydenta przygotowuje opinię publiczną do realizacji scenariusza siłowego i wprowadzenia bezpośrednich rządów" - czytamy w komunikacie opublikowanym zaledwie kilka dni temu przez Partię Regionów.
Tymczasem nieoczekiwanie we wtorek Partię Regionów wsparł były wiceszef SBU Wołodymyr Saciuk. W wywiadzie dla dziennika "Siegodnia" zasugerował, że obóz prezydencki wykorzystuje doniesienia o planowanych zamachach do kreowania wizerunku ofiary i próby zdobywania w ten sposób przychylności społeczeństwa. Saciuk - nazywany przez byłego prezydenta Kuczmę "żulikiem" i człowiekiem do szczególnie delikatnych zadań - stwierdził też, że Juszczenko nie został otruty dioksynami przed wyborami w 2004 r.
"Według moich informacji kiedy coś mu się przytrafiło, jego najbliższe otoczenie zaczęło gorączkowo szukać w internecie, pod co można podciągnąć takie objawy. I znaleźli wersję o dioksynach i ją nagłośnili" - stwierdził Saciuk.
"Każda ze stron tego konfliktu - prezydent, premier, Tymoszenko, socjaliści i komuniści - walczą ze sobą za pomocą propagandy. Jak tylko coś usłyszą na mieście, to zaraz rozdmuchują plotkę do monstrualnych rozmiarów" - mówi DZIENNIKOWI Ołeksandr Suszko, politolog i dyrektor kijowskiego Centrum Polityki Zagranicznej i Reform. "Wszyscy próbują zbić na tej czarnej propagandzie kapitał polityczny przez wyborami" - podsumowuje.