Juszczenko wydał już wojskom pierwsze polecenie - nakazał generałowi Ołeksandrowi Kichtence zapewnienie porządku wokół ważnych obiektów państwowych, w tym Prokuratury Generalnej i Sądu Konstytucyjnego. Tam od przedwczoraj trwają przepychanki między zwolennikami prezydenta a stronnikami premiera Janukowycza i jego rządu.

W nocnej bójce brali udział nie tylko komandosi, ale także deputowani koalicji rządowej. Jeden z nich, Taras Czornowił, wyjaśnił dziennikarzom, że parlamentarzyści musieli pilnować, by siły sprzyjające prezydentowi Wiktorowi Juszczence same nie zajęły budynku.

"Ponieważ znowu pojawiła się groźba wprowadzenia do gabinetu prokuratora osoby bez pełnomocnictw, uchwaliliśmy, że pomożemy w opuszczeniu pomieszczeń prokuratury przedstawicielom biura ochrony rządu" - przekonywał.

Wczoraj prezydent Juszczenko zwolnił prokuratora generalnego Ukrainy Swiatosława Piskuna. Deputowani koalicji premiera Janukowycza - jak można się było spodziewać - zaczęli protestować. I w asyście komandosów zajęli siedzibę Prokuratury Generalnej. Później w gmachu pojawili się funkcjonariusze popierający Juszczenkę.

Na Ukrainie - w miarę upływu godzin - robi się coraz goręcej. Siły prezydenta i premiera nawzajem wyrzucają się z budynku prokuratury i Sądu Konstytucyjnego. Wczoraj rano około 300 zwolenników prorosyjskiej koalicji Partii Regionów Ukrainy, socjalistów i komunistów okrążyło siedzibę sądu w Kijowie.

Dzień wcześniej premier Janukowycz podniósł alarm, że Sąd Konstytucyjny zajęły "nieznane osoby". Tymi słowami zdziwiony był szef biura ochrony rządu Wałerij Hełetej. Przekonywał, że nic niezwykłego się nie stało, a sąd - zgodnie z prawem - chronili podlegli mu funkcjonariusze.



Patrząc na to, co się dzieje na Ukrainie, aż trudno uwierzyć w słowa prezydenta, który przekonuje, że co jak co, ale na pewno na ukraińskich ulicach nie pojawi się wojsko.