Kruchy rozejm z rządem trwał od marca zeszłego roku. Premier Zapatero miał nadzieję, że jego ustępstwa i pobłażanie terrorystom sprawi, że wejdą oni do oficjalnej polityki. I wyrzekną się przemocy na dobre. Ale nadzieje okazały się płonne. ETA ogłosiła bowiem w baskijskiej gazecie, że zrywa zawieszenie broni, bo nie ma warunków do prowadzenia dalszych rozmów między separatystami z Kraju Basków a rządem w Madrycie.
ETA oskarża w tym samym artykule Zapatero, że nic nie dostała w zamian za powstrzymanie się od zamachów. Rząd - jej zdaniem - zamiast tego aresztował kolejnych członków tej organizacji, a potem ich torturował.
Prawda jednak jest taka, że lewicowy hiszpański rząd zaczął się rozprawiać z ETA dopiero po zamachu na lotnisku w Madrycie. W grudniu 2006 roku zginęły tam dwie osoby, a 20 zostało rannych. Baskowie przygotowali ten zamach, mimo że od marca obowiązywało zawieszenie broni. Wtedy rząd w odwecie zerwał rozmowy pokojowe i zaczął aresztować terrorystów.
Po oświadczeniu ETA od 6 czerwca można się niestety spodziewać w Hiszpanii kolejnych krwawych zamachów. To ugrupowanie jako cel upodobało sobie miejscowości turystyczne. I to nawet nie po to, żeby zabijać, ale chociażby odstraszać turystów od hiszpańskich plaż.
ETA od prawie 40 lat walczy metodami terrorystów o odłączenie Kraju Basków od Hiszpanii i Francji - bo część tego regionu leży za francuską granicą. W zorganizowanych przez nią zamachach zginęło do tej pory ponad ośmiuset ludzi.