Dziennik podał w środę wieczorem na swojej stronie internetowej, że Amiri pracował dla CIA przez ponad rok. Zapłacona mu kwota pochodziła - według "Washington Post" - z tajnego programu, którego celem jest przeciąganie na stronę Amerykanów naukowców i inne osoby posiadające wiedzę na temat programu nuklearnego Iranu.
Zdaniem waszyngtońskiej gazety Amiri może jednak nie mieć dostępu do tych środków. "Wszystko, co otrzymał, jest teraz poza jego zasięgiem, dzięki sankcjom finansowym wobec Iranu" - oznajmił cytowany przez "Washington Post" przedstawiciel władz USA.
Amiri powrócił w czwartek do Teheranu, witany m.in. przez przedstawiciela irańskiego MSZ. Naukowiec oświadczył, że został przez CIA uprowadzony do USA i był tam torturowany. Oznajmił też, że nie miał żadnych tajnych informacji.
Przedstawiciel władz USA powiedział w środę po wyjeździe Amiriego, że fizyk przekazał "użyteczną informację" Stanom Zjednoczonym". Według władz amerykańskich Amiri przebywał w USA dobrowolnie.
Naukowiec zaginął w czerwcu 2009 roku podczas pielgrzymki do Mekki. Pod koniec marca amerykańska telewizja ABC podała, że zbiegł na Zachód i współpracuje z CIA. Władze w Teheranie twierdziły, że fizyk został uprowadzony przez CIA przy współpracy saudyjskich służb wywiadowczych.
W poniedziałek Amiri zjawił się w ambasadzie Pakistanu w Waszyngtonie i - jak informowały władze amerykańskie - zdecydował się "z własnej woli" wrócić do Iranu. "Washington Post" cytuje amerykańskich urzędników, według których nagła decyzja naukowca o powrocie mogła wynikać z obaw, że władze w Teheranie zaszkodzą jego rodzinie.