Agencja Associated Press pisze, że był to pierwszy w Egipcie protest "zainspirowany przez Tunezję", gdzie prezydent Ben Ali został zmuszony do ucieczki z kraju, gdy doszło do eskalacji społecznego niezadowolenia.
W kilku dzielnicach Kairu, głównie przed siedzibami władz, demonstrowało ok. 15 tys. osób. Skandowały "Niech żyje wolna Tunezja" i "Precz z Hosnim Mubarakiem". Matki z dziećmi na rękach wołały: "Rewolucja aż do zwycięstwa". Demonstracje odbywały się w wolnym od pracy "dniu policji".
Demonstrujący zaatakowali ciężarówkę z armatką wodną i wyrzucili kierowcę z pojazdu. Niektórzy uczestnicy protestu rzucali kamieniami. Policjanci bili protestujących, którzy próbowali przerwać blokady. Pobita została m.in. fotoreporterka, której policjanci zabrali aparat. Niektórzy protestujący mieli zakrwawione twarze - pisze agencja AP.
Podobne demonstracje, zorganizowane w ramach "dnia gniewu" w proteście przeciwko Mubarakowi i ubóstwu, odbywały się we wtorek w Aleksandrii i innych egipskich miastach.
W Aleksandrii demonstrujący podarli fotografię 82-letniego Mubaraka oraz jego syna Gamala, który według wielu mieszkańców kraju przejmie władzę po ojcu.
Na północnym-wschodzie kraju, w Ismailii, zebrało się ok. tysiąca osób, wykrzykując: "Chleb, pokój i godność" oraz "Kto następny po Ben Alim?".
Do protestów wezwano m.in. na portalach społecznościowych Facebook i Twitter. Na Facebooku inicjatywę tę poarło ponad 90 tys. osób.
Na Twitterze organizatorzy informowali z minuty na minutę demonstrujących, w które miejsca powinni się udać, by uniknąć policji. Niektórzy internauci skarżyli się na problemy z dostępem do tego serwisu podczas protestów. Według agencji AP, późnym popołudniem serwis został zablokowany.
Egipskie władze pomniejszyły znaczenie samopodpaleń, do których dochodziło w ostatnich dniach w tym kraju. W poniedziałek premier Ahmed Mohammed Nazif powiedział dziennikarzom, że osobami, które dokonały tego aktu, kierowały "sprawy osobiste".
Falę samopodpaleń w krajach Afryki Północnej wywołało podpalenie się 17 grudnia młodego Tunezyjczyka, któremu władze odmówiły pozwolenia na uliczną sprzedaż warzyw i owoców. Po jego śmierci w Tunezji doszło do masowych protestów, które doprowadziły do obalenia rządzącego od ponad 20 lat prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego.
Wielu analityków uważa, że rewolucja w Tunezji może rozprzestrzenić się na inne kraje regionu. Podobnie jak Tunezyjczycy również inni Arabowie są sfrustrowani rosnącymi cenami, ubóstwem, wysokim bezrobociem i autorytarnymi rządami.