Szef Centrum studiów arabskich na paryskiej Sorbonie Bourhane Ghalioune mówi o pojawieniu się w tych krajach "skorumpowanej elity, wspieranej przez kraje zachodnie" i "motywowanej jedynie gromadzeniem bogactwa, podczas gdy jej poprzednicy wykazywali się wolą zmiany życia poddanych".

Reklama

"Ponadto przywódcy, od 30 lat dzierżący władzę, chcą, by sukcesję objęło ich potomstwo. To prowokacja dla ludności" - podkreśla pochodzący z Syrii profesor socjologii.

Obalenie tunezyjskiego prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego po 23 latach sprawowania przez niego władzy i bezprecedensowa kontestacja rządów prezydenta Hosniego Mubaraka w Egipcie są jego zdaniem oznaką, że "model łączący niekontrolowane otwarcie rynków ze średniowiecznym despotyzmem nie działa".

Wskaźnik demokracji opracowany przez Economist Intelligence Unit (EIU) za 2010 rok pokazuje, że "Bliski Wschód i Afryka Północna są najbardziej represyjnymi regionami świata, gdzie 16 z 20 krajów można zakwalifikować jako autorytarne". Irak, Liban, Autonomia Palestyńska i Izrael uważane są za "systemy hybrydowe".

Reklama

Według profesora nauk politycznych z Paryża Ghassana Salamego świat arabski od czasu dekolonizacji ma do czynienia z tyranią.

"Burgiba i Bumedien zachowywali surowy styl życia i nie traktowali państwa jak własny folwark" - zapewnił Salame. Ojciec tunezyjskiej niepodległości Habib Burgiba rządził 30 lat od 1957 roku, a płk Huari Bumedien w Algierii w latach 1965-1978.

Zdaniem Salamego "od lat 70. reżimy te zaczęły wchodzić w objęcia neoliberalizmu, sprzeniewierzać fundusze i ustanawiać skorumpowane rządy, przejmując całe sektory gospodarki".

Reklama

Rewolta zrodziła się z niezgody na to, że mniejszość u władzy się bogaci, a pozbawiona wolności słowa większość żyje w ubóstwie.



"Społeczeństwa arabskie były gotowe do wybuchu od lat i przez przypadek doszło do tego, że iskra z Tunezji wywołała pożar w Egipcie" - powiedział dyrektor bliskowschodniego Centrum Carnegie w Bejrucie Paul Salem.

"Godne zauważenia w tych rewoltach jest to, że hasła, które popchnęły do działania tysiące ludzi w Egipcie i Tunisie, to prawa człowieka i obywatela, demokracja społeczna i sprawiedliwość gospodarcza. To program demokratyczny, a nie ideologiczny" - podkreśla Salem.

Trudno oszacować fortuny przywódców tych państw, które od lat wyglądają jak republiki dynastyczne. Prezydent Baszar el-Asad w Syrii objął władzę po swoim ojcu zmarłym w 2000 roku, Hosni Mubarak w Egipcie chce przekazać władzę swemu synowi Gamalowi, podobnie jak libijski przywódca Muammar Kadafi.

"W ostatnich 30 latach jedyną prawdziwą opozycją dla autorytarnych reżimów był ruch islamistyczny, ale faktycznie tego, co stało się w Tunezji i Egipcie w ciągu kilku tygodni, od dziesięcioleci nie udało się zrobić partiom islamskim" - ocenia Salem. A to - jego zdaniem - "dowodzi, że demokracja spotkała się obecnie z silniejszym odzewem niż islamizm, arabski nacjonalizm czy idee lewicowe".