Rzecznik zapowiedział, że odebrany dziennikarzom przy wylocie z Moskwy sprzęt zostanie wkrótce zwrócony razem z nośnikami pamięci.

Łukaszewicz mówił o tym na cotygodniowym briefingu w MSZ Federacji Rosyjskiej.

Reklama

"Incydent z polskimi dziennikarzami uważamy za wyczerpany. 9 lutego opuścili terytorium Federacji Rosyjskiej. Chodzi o dwóch dziennikarzy z gazety +Nasz Dziennik+. Przyjechali oni na podstawie wiz biznesowych, które - jak wiadomo - nie przewidują zajmowania się profesjonalną działalnością dziennikarską" - oświadczył rzecznik rosyjskiego MSZ.

Łukaszewicz dodał, że "ponadto próbowali oni bez zgody fotografować i filmować w specjalnej strefie, w której taka zgoda jest wymagana". "Przy wylocie z lotniska Szeremietiewo odebrano im aparaturę" - oznajmił.

"O ile wiem, aparatura ta zgodnie ze stosownymi procedurami zostanie zwrócona razem z nośnikami pamięci. Dlatego uważamy incydent za wyczerpany" - powiedział.

Zastępca redaktora naczelnego "NDz" Katarzyna Orłowska-Popławska powiedziała w czwartek PAP, że jej redakcja nie uważa sprawy za "wyczerpaną".

"Po pierwsze, mimo naszych próśb i monitów myśmy nie dostali żadnej oficjalnej informacji z MSZ-u, czyli oficjalnie nic na razie nie wiemy. Po drugie w treści wypowiedzi rzecznika rosyjskiego MSZ jest nieprawda w postaci słów, że dziennikarze coś filmowali. Dziennikarze nie mieli żadnej kamery do filmowania" - powiedziała Orłowska-Popławska.

Reklama

Dodała, że jak dotąd redakcja nie ma też żadnej formalnej informacji na temat zwrotu sprzętu. "Rozumiem więc, że status naszego sprzętu i naszej sytuacji jest taki, jaki był, czyli nie wiemy, gdzie on jest, nie wiemy, co się z nim dzieje ani jakim ekspertyzom został poddany. Nie wiemy, czy dostaniemy ten materiał, który został zebrany na miejscu w Moskwie" - dodała.

Orłowska-Popławska podkreśliła także, że "nigdy żadna ze służb na terenie Federacji Rosyjskiej nie kwestionowała ważności wiz dziennikarzy".



Dziennikarze "Naszego Dziennika" Piotr Falkowski i Marek Borawski, którzy pracowali w Rosji nad materiałem o rosyjskim śledztwie w sprawie katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem, zostali zatrzymani dwukrotnie: po raz pierwszy 5 lutego pod Moskwą, a po raz drugi - 8 lutego na lotnisku Szeremietiewo przed odlotem do Warszawy.

Zatrzymała ich Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB). Dziennikarze - jak napisał "Nasz Dziennik" - byli przez pięć godzin przesłuchiwani, rosyjskie służby celne zarekwirowały im m.in. dwa aparaty fotograficzne, dwa laptopy, telefony komórkowe i nośniki pamięci.

Po zatrzymaniu dziennikarzy rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki informował, że ambasada RP w Moskwie już wystosowała do rosyjskiego MSZ "notę z żądaniem wyjaśnienia działań podjętych wobec tych dziennikarzy przez służby rosyjskie". "Oczekujemy wyjaśnień powodów tych działań oraz podania ich podstaw prawnych" - mówił rzecznik.

Dodał też wówczas, że z pierwszych informacji rosyjskich wynikało, iż zatrzymanie dziennikarzy spowodowane było tym, że weszli na teren zamknięty dla cudzoziemców, nie mieli akredytacji ani wizy dziennikarskiej, a - według Rosjan - posługiwali się wizami biznesowymi.