W Rzymie pochód 25 tysięcy ludzi przeszedł od Piazza della Repubblica na Piazza del Popolo za niesioną na jego czele włoską flagą o powierzchni 200 metrów kwadratowych.
Manifestację w Wiecznym Mieście otworzyło odczytanie pierwszego artykułu włoskiej konstytucji: "Włochy to Republika demokratyczna, zbudowana na pracy". Następnie uczestnicy wiecu oddali minutą ciszy hołd ofiarom trzęsienia ziemi i tsunami w Japonii.
Na rzymską demonstrację, nazwaną C-Day (od słowa: Costituzione), przybyli przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, protestujący przeciwko rządowym planom jego reformy, a także nauczyciele i studenci, których celem jest obrona szkoły publicznej, ostro krytykowanej ostatnio przez premiera Berlusconiego.
Przyszli także włoscy artyści, wśród nich triumfator tegorocznego festiwalu w San Remo Roberto Vecchioni, który zaśpiewał zwycięską piosenkę "Chiamami ancora amore". Jego obecność na manifestacji, zwołanej też dla obrony szkół publicznych, miała dużą symboliczną wymowę, ponieważ jest on nie tylko nestorem włoskiej piosenki, ale także emerytowanym nauczycielem.
Jeden z liderów centrolewicowej opozycyjnej Partii Demokratycznej Dario Franceschini w swym wystąpieniu wyraził przekonanie, że sobotnia demonstracja dowodzi tego, że "przeciwciała włoskiej demokracji są znacznie silniejsze od wirusa Berlusconiego".
Do manifestacji przyłączyła się też największa lewicowa centrala związkowa CGIL. Wiec w Wiecznym Mieście zakończyły długo skandowane okrzyki "Niech żyje konstytucja".
W Mediolanie do tysięcy przeciwników centroprawicowego rządu dołączył laureat literackiej nagrody Nobla, dramaturg Dario Fo. "Uczymy się reagować" - mówił w wystąpieniu. Nie brakowało w nim dużej dawki sarkazmu. Fo drwił z plastra, jaki nosi na twarzy premier Berlusconi po poniedziałkowej operacji szczęki. "Może operowali go też głębiej, bo on nigdy nie otwiera ust, zwłaszcza na swoich procesach" - ironizował noblista.
Falę protestów poparł były prezydent Włoch Oscar Luigi Scalfaro, który w wystosowanym do organizatorów przesłaniu napisał: "+Nie+ dla zmian konstytucji w imię interesów premiera".
Intencje sobotnich protestów wyjaśnił były prezes Trybunału Konstytucyjnego Gustavo Zagrebelsky, stojący na czele ruchu przeciwników Berlusconiego - Wolność i Sprawiedliwość.
"Stoimy w obliczu wywrócenia demokratycznych podstaw" - oświadczył w wywiadzie dla lewicowego dziennika "L'Unita", podkreślając, że "demokrację trzeba wspierać oddolnie". Zdaniem Zagrebelsky'ego należy bronić konstytucji, ponieważ jej "tekst daje obywatelom prawo do tego, by liczyć na politykę, i wyklucza władzę przez aklamację".
W wielu miastach uczestnicy demonstracji rozdawali przechodniom egzemplarze konstytucji Włoch.