Premier w liście do składu sędziowskiego, przekazanym przez obronę, wyraził zgodę, by proces toczył się bez jego udziału.
Za nadużycie urzędu, co zarzuca się prezesowi Rady Ministrów, uznano jego telefon na komendę policji w Mediolanie; w rezultacie tej interwencji zwolniono oskarżoną o kradzież główną bohaterkę skandalu obyczajowego, nieletnią jeszcze wówczas Ruby - córkę marokańskich imigrantów Karimę El Mohroug. Berlusconi mówił, że jest ona krewną ówczesnego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka i należy uniknąć "incydentu dyplomatycznego". W wyniku interwencji dziewczyna, bywająca na rozwiązłych przyjęciach w domu premiera, opuściła posterunek.
Drugą rozprawę w rozpoczętym 6 kwietnia procesie Berlusconiego w sprawie "Rubygate" zdominowały kwestie proceduralne i obiekcje zgłoszone przez jego obronę, dotyczące między innymi kompetencji mediolańskiego sądu.
Adwokat szefa rządu Nicolo Ghedini argumentował w wystąpieniu przed sądem, że jeśli uzna się, że premier dzwonił nie jako urzędnik państwowy, lecz prywatny obywatel, to powinien zostać natychmiast uniewinniony. Jeśli natomiast - uważa obrońca - stwierdzono by, że zrobił to jako premier, to wówczas może sądzić go jedynie Trybunał Ministrów. Obrońca zapewniał, że premier wierzył w to, że Ruby jest krewną Mubaraka, i dodał, że są na to świadkowie, których sąd może przesłuchać. Wymienił wśród nich ministra spraw zagranicznych Włoch Franco Frattiniego i rzecznika rządu Paolo Bonaiutiego.
Obrona Berlusconiego ogłosiła, że gotowa jest przedstawić co najmniej kilkanaście innych zastrzeżeń w kwestiach proceduralnych. I tak na przykład według adwokatów prokuratura po to zwlekała z objęciem premiera śledztwem, by następnie wnioskować o natychmiastowe postawienie go przed sądem. Była to "niczym nieusprawiedliwiona" decyzja, sprzeczna z obowiązującymi zasadami - twierdzą obrońcy Berlusconiego.