Z dokumentu wynika, że w ocenie Foreign Office stanowisko to powinien objąć polityk o "dużym ciężarze gatunkowym", posiadający autorytet na świecie i doświadczenie, np. były szef państwa, rządu lub resortu spraw zagranicznych.

Dokument, z którego pochodzi krytyczny wobec Ashton fragment, to notatka służbowa, która była przeznaczona dla ówczesnego premiera Gordona Browna i którą szef rządu zignorował.

Reklama

Opublikowano go pod koniec ubiegłego tygodnia na portalu brytyjskiego MSZ w reakcji na wniosek o dostęp do rządowej informacji.

Jest to dla resortu powodem dużego zakłopotania. Fragment sugerujący, że Ashton nie nadaje się na stanowisko szefowej unijnej dyplomacji został co prawda zaczerniony przed publikacją na portalu, ale stawał się czytelny, gdy skopiowało się go metodą "wytnij i wklej". Gdy sprawa wyszła na jaw, cały dokument usunięto z portalu.

Wśród kandydatów na utworzone w Traktacie z Lizbony stanowisko wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej UE wymieniani byli m.in. były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair i ówczesny brytyjski minister spraw zagranicznych David Miliband.

Baronessa Ashton w listopadzie 2009 roku została nieoczekiwanie wybrana na szefową unijnej dyplomacji w wyniku kompromisu. Opowiedziała się za nią frakcja socjalistów w Parlamencie Europejskim, a ówczesny brytyjski premier Brown przystał na nią m.in. dlatego, że nie chciał na tym stanowisku Tony'ego Blaira.



Reklama

Ashton pomogło także to, że była kobietą i że Niemcy i Francuzi nie chcieli na tym stanowisku polityka dużego kalibru.

Rzecznik Foreign Office nie omieszkał podkreślić, że notatka, której fragment miał pozostać poufny, została sporządzona za poprzedniego (laburzystowskiego) rządu i że nie reprezentuje ona poglądów obecnego gabinetu.

Rzecznik z uznaniem wypowiedział się o pracy baronessy Ashton jako szefowej unijnej dyplomacji, a jednocześnie oświadczył: "Nasz pogląd na rolę wysokiego przedstawiciela i Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych jest dobrze znany - powinni oni dopełniać i uzupełniać, a nie zastępować narodowych ministrów spraw zagranicznych".