Ratownicy wydobyli je spod gruzów w 75-tysięcznym mieście Ercis, które najbardziej ucierpiało w wyniku wstrząsów. Maleńką Azrę Karaduman przewieziono do Ankary - podała turecka agencja Anatolia. Matkę dziewczynki Senihę i babcię Gulzdę Karaduman hospitalizowano, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Reklama

Według ratowników cytowanych przez Anatolię ojciec dziewczynki znajduje się pod gruzami, ale nie wiadomo, czy żyje. Bilans ofiar kataklizmu wzrósł po południu we wtorek z 366 do 432.

PAP/EPA / TOLGA BOZOGLU

W Ercis wcześniej spod gruzów uratowano kobietę w ciąży wraz z dwójką dzieci - podał dziennik "Hurriyet".

Uratowany w Ercis 9-letni Oguz Isler spędził osiem godzin pod zawalonym domem swoich krewnych. Uratowała się też jego 16-letnia siostra Ela i 12-letni kuzyn Iram. We wtorek Oguz czekał na gruzowisku na wiadomości o rodzicach i krewnych.

Lekarza Mehmet Ali Hekimoglu powiedział, że pod gruzami może być jeszcze kilka osób - widać to po zachowaniu psów zatrudnionych do pomocy. Nie wiadomo jednak, czy zasypani żyją.

Łącznie we wtorek spod zawalonych domów z betonu wydobyto co najmniej siedmioro żywych i o wiele więcej zmarłych. Dziesiątki ludzi uwięzionych jest nadal w zwałach betonu, pogiętej stali i gruzów.

Epicentrum trzęsienia znajdowało się w miejscowości Tabanli, ale straty były tam minimalne, w wyniku trzęsienia o sile 7,2 w skali Richtera nie zawaliły się domy z cegieł i gliny i nikt nie zginął.

W Ercis nie ma dotąd prądu ani bieżącej wody. Do miasta wysłano generatory prądu, a woda dowożona jest wozami strażackimi.

Reklama

W rejonie dotkniętym trzęsieniem pracuje 87 ekip ratowniczych i pierwszej pomocy - łącznie koło 4 tys. ludzi, wysłanych tam przez władze tureckie i różne organizacje.



W ramach pomocy wysłano ponad 10 tys. namiotów, 25 tys. ciepłych okryć i tysiące ton żywności. W rejonie panują temperatury bliskie zera, na środę zapowiadany jest śnieg. Ocalali z katastrofy w nocy grzali się przy ogniskach.

Według gazety "Milliyet" w Ercis doszło do bójek przed ciężarówkami z pomocą.

"Pomoc jedzie, ale jej nie dostajemy. Trzeba więcej policji, żołnierzy - powiedział mieszkający w Ercis Baran Gungor. - Ludzie z pobliskich miast zatrzymują na drodze ciężarówki z pomocą i rabują namioty i kuchenki".

W Ercis na dwóch stadionach rozstawiono kilkaset namiotów, ale wielu ocalonych woli być w pobliżu zawalonych domów, aby pilnować swego mienia i czekać na krewnych.

"Setki, a raczej tysiące ludzi znajdują się pod gruzami" - powiedziała w Genewie rzeczniczka Międzynarodowej Federacji Czerwonego Krzyża Jessica Salamanca, podkreślając, że sytuacja nadal jest poważna.

http://www.youtube.com/watch?v=qYQTglyeG8M