Agencja wywiadowcza chce mieć większą swobodę w prowadzeniu nalotów na pozycje terrorystów, aby móc bombardować je nie tylko wtedy, gdy znana jest tożsamość terrorysty - tak jak nakazują to obecne regulaminy w celu zminimalizowania niepotrzebnych niewinnych ofiar.

Reklama

Dyrektor CIA David Petraeus zwrócił się do prezydenta Baracka Obamy o pozwolenie, aby amerykańskie bezpilotowce w Jemenie bombardowały cele jedynie w oparciu o dane wywiadowcze wskazujące na podejrzane zachowanie.

Chodziłoby tu na przykład o zdjęcia pokazujące zgromadzenia w pobliżu obiektów zidentyfikowanych jako kryjówki Al-Kaidy albo rozładowywanie ładunków wybuchowych.

Gdyby Obama wyraził zgodę, ataki lotnicze na pozycje terrorystów byłyby prawdopodobnie skuteczniejsze, ale wzrosłoby ryzyko strat cywilnych. Te ostatnie są potem zwykle wykorzystywane przez islamistów dla celów propagandowych przeciwko USA, co ułatwia im werbunek nowych bojowników.

Podobną swobodę działania w operowaniu bezpilotowcami CIA ma już w Pakistanie, gdzie udało się dzięki temu zlikwidować wielu przywódców Al-Kaidy.

W Jemenie obwiązują na razie bardziej restrykcyjne normy, ale i tam dochodzi do ich naruszania. Wskutek tego w wyniku nalotu za pomocą samolotu bezzałogowego zginął m.in. kilkunastoletni syn czołowego lidera Al-Kaidy, Anwara al-Awlakiego, który nie był zaangażowany w działalność terrorystyczną.

Anonimowi przedstawiciele administracji, na których powołuje się "Washington Post", obawiają się, że tego rodzaju incydenty mogą się zdarzać częściej, jeśli CIA uzyska większą swobodę w swoich akcjach lotniczych.