Amerykański dziennik informuje, że specjalny wysłannik administracji Baracka Obamy do Afganistanu i Pakistanu Marc Grossman opuścił Islamabad w nocy z piątku na sobotę, nie osiągnąwszy porozumienia po dwudniowych rozmowach, które miały pomóc w naprawieniu następstw amerykańskiego nalotu, w którym w listopadzie zginęło 24 pakistańskich żołnierzy. Samoloty NATO zaatakowały wówczas dwa posterunki pakistańskiej armii przy granicy z Afganistanem. Władze Pakistanu utrzymują, że atak nie był niczym sprowokowany i stanowi rażący akt agresji. USA, których oddziały stanowią trzon międzynarodowych sił w Afganistanie, odpierają te zarzuty.

Reklama

Incydent bardzo zaszkodził stosunkom dwustronnym USA i Pakistanu. W jego następstwie rząd w Islamabadzie m.in. zablokował przewóz przez terytorium Pakistanu zaopatrzenia dla dowodzonych przez NATO Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF) w Afganistanie. Trasą tą dostarczano prawie jedną trzecią zaopatrzenia dla ISAF. Waszyngton, jak pisze "New York Times", poważnie rozważał, czy spełnić żądanie Pakistanu i przeprosić, aż do 15 kwietnia, gdy w Kabulu i innych afgańskich miastach doszło do serii zsynchronizowanych zamachów. Przedstawiciele amerykańskiego wojska i wywiadu orzekli, że zamachy te były przygotowane przez grupę Hakkaniego - jedną z najbardziej wrogich wobec cudzoziemskich żołnierzy, operującą z bazy w Północnym Waziristanie po pakistańskiej stronie granicy.

Jednakże rząd pakistański daje Waszyngtonowi do zrozumienia, że bez przeprosin nie otworzy ponownie zamkniętych od listopada dróg dla ciężarówek wiozących zaopatrzenie dla sił ISAF. Tymczasem USA zawiesiły obiecaną pomoc dla pakistańskich sił zbrojnych (od 1,18 mld do 3 mld dolarów). Trwający impas nie wróży dobrze w kwestii możliwej obecności Pakistanu na szczycie NATO, który ma się odbyć za trzy tygodnie w Chicago - pisze "New York Times" i dodaje, że administracja USA pragnęłaby określić ten szczyt jako spotkanie w kwestii bezpieczeństwa regionalnego i nieobecność Pakistanu byłaby kłopotliwa.