Polska przegrała wcześniej z Komisją Europejską przed unijnym sądem w Luksemburgu. Teraz zastanawia się nad innymi rozwiązaniami.
Rzecznik ministra środowiska Paweł Mikusek mówi, że Polsce bardzo zależy na prawach do emisji dwutlenku węgla, bo nasza energetyka oparta jest na węglu. Chcielibyśmy mieć prawo do emisji CO2 proporcjonalne do tego jak funkcjonuje nasza gospodarka. Tymczasem Komisja Europejska przyjęła jako surowiec bazowy do wytwarzanie energii gaz ziemny - podkreśla rzecznik ministra.
Wiadomo, że w grę wchodzi m.in. odwołanie się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Dwa lata temu Komisja Europejska ustaliła sposób obliczania darmowych limitów w przemyśle po 2013 roku - wyznacznikiem miał być poziom emisji przy użyciu najnowocześniejszych technologii dostępnych w Unii. To oznaczało zaniżenie przydziału bezpłatnych pozwoleń dla Polski i problemy dla zakładów energochłonnych opartych na węglu. Te firmy będą musiały kupować więcej praw do emisji CO2 na wolnym rynku, a to podwyższy ich koszty produkcji.
Rząd argumentował, że w naszym kraju najbardziej ucierpią między innymi firmy chemiczne, papiernicze, huty czy zakłady azotowe. Zarzucał komisji, że nie uwzględniła specyfiki poszczególnych krajów i naruszyła zasadę równego traktowania.
Podkreślał też, że Bruksela przyjęła zbyt restrykcyjne wymogi, ustalając wskaźniki w oparciu wyłącznie o zasilanie gazowe. Wszystkie te argumenty zostały przez sąd w Luksemburgu odrzucone. Uznał on, że decyzja Komisji jest zgodna z unijnym prawem.
Polska może jeszcze odwołać się od tej decyzji do Trybunału Sprawiedliwości. Ma na to dwa miesiące.