W Norwegii od dwóch tygodni prawie codziennie wybuchają pożary. Wiadomości telewizyjne i radiowe zaczynają się od informacji o tym, gdzie znów się pojawił ogień. W wielu rejonach kraju, głównie na północnym zachodzie, od miesiąca nie spadł deszcz ani śnieg - zjawisko nieznane od końca XIX wieku. Pożarom sprzyja silny wiatr, a także drewniana zabudowa mniejszych miejscowości.

Reklama

Pożary wybuchają z różnych przyczyn. W miejscowości Flatanger nastąpiło krótkie spięcie w instalacji elektrycznej w drewnianym domu. Pożar zniszczył 66 budynków, w tym 24 domy mieszkalne. W innym miejscu złamany wiatrem konar przerwał kabel energetyczny, który iskrząc wpadł między krzaki. W piątek ogień pojawił się w miejscowości Froja, gdzie spłonęła szkoła. Przyczyną była zabawa uczniów, którzy chcieli sprawdzić, czy można podapalić perfumy. Policja coraz częściej mówi też o możliwości działania piromanów.
Wydaje się cudem, że do tej pory nie ma ofiar w ludziach. Ale część pogorzelców straciła w ogniu cały dobytek, ratując tylko życie.


Rejon pożarów odwiedziła para królewska, Harald V i królowa Sonia. Dziękowali oni strażakom, pilotom helikopterów i ochotnikom za walkę z żywiołem. W norweskich mediach pojawiają się informacje o ludziach, którzy po całym dniu walki z pożarami, wracając do domów znajdują je w zgliszczach, bo nie było komu walczyć z ogniem.