Aleksiej Nawalny wyjaśnia, że zarówno Niemcow, jak i on sam byli pod trwającą 24 godziny na dobę kontrolą służb specjalnych FSB - spadkobierczyni KGB, a zatem agenci nie mogli nie widzieć zabójców i ich przygotowań do morderstwa. Po prostu pozwolili im działać.

Reklama

Nawalny nie uważa, że odbyło się to na bezpośrednie zlecenie Putina. Zdaniem opozycjonisty, chodziło raczej o nieco mgliste słowa rzucone prezydentowi Republiki Czeczeńskiej, iż Kreml spodziewa się jego pomocy w walce z "piątą kolumną", jak Putin nazywa opozycję.

Rozmówca francuskiego dziennika zdecydowanie odrzuca lansowaną przez władze w Moskwie opinię, że sprawcami są fundamentaliści islamscy. Zabójstwo Niemcowa było bowiem bardzo na rękę Putinowi, aby zastraszyć opozycję i elity. Nawalny ujawnia, że jego zamordowany przyjaciel miał dowody na to, iż na Ukrainie po stronie separatystów walczyły bojówki czeczeńskie z przyzwoleniem Kremla.

W "Le Monde" czytamy, że świat nie docenia determinacji Putina, by za wszelką cenę, jak stwierdza Nawalny, bronić nie cesarstwa, lecz cara.

CZYTAJ TEŻ: Rosyjscy opozycjoniści boją się "listy śmierci">>>