Publicysta ocenił, że mimo komentarzy Putina o tym, że Wielka Brytania "jest małą wyspą, której nikt nie słucha", władze w Moskwie mają świadomość znaczenia Brytyjczyków w europejskiej i transatlantyckiej polityce obronnej.
Coughlin zaznaczył, że rozmieszczenie żołnierzy na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej "wysyła jasny sygnał, że mimo przygotowań do Brexitu, rola Wielkiej Brytanii jako wiodącego członka NATO nie będzie zmniejszona w związku z opuszczeniem Unii Europejskiej". Dodał, że w jego ocenie prezydentura Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych może tylko wzmocnić relacje pomiędzy Londynem a Waszyngtonem.
- Nie ma rzeczy, której Putin chciałby bardziej niż obniżenia statusu Wielkiej Brytanii jako potężnej siły w polityce bezpieczeństwa i obronności - i Rosjanie muszą kalkulować, że skuteczność systemu bezpieczeństwa narodowego znacząco ucierpi w przypadku powodzenia planu Szkockiej Partii Narodowej, aby odłączyć się od reszty kraju - napisał.
Dziennikarz wyliczył, że najbardziej ucierpi m.in. sieć baz wojskowych na północy, w tym w Faslane, gdzie stacjonują okręty podwodne używane w systemie odstraszania nuklearnego Trident. Jedną z opcji byłoby jej przeniesienie do Plymouth na południowym zachodzie Anglii, ale ten proces kosztowałby ponad 3 miliardy funtów i trwał nawet kilkanaście lat, mogąc jednocześnie sprowokować szerszą dyskusję o tym, czy warto zachować okręty nuklearne.
Jak dodał, w przypadku zwycięstwa Szkockiej Partii Narodowej i ogłoszenia niepodległości Szkocji konieczne byłoby także przejrzenie dotychczasowych strategii bezpieczeństwa, w szczególności dotyczących systemów obrony powietrznej i morskiej.
Spekulując na temat rosyjsko-szkockich więzi, felietonista "Telegrapha" zwrócił uwagę na wygłaszane w przeszłości kontrowersyjne, prorosyjskie poglądy czołowych szkockich polityków, w tym byłego pierwszego ministra Alexa Salmonda, a także podkreślił, że rosyjska agencja Sputnik zdecydowała niedawno o otworzeniu nowego biura w Edynburgu, z którego "będzie prowadziła wojnę propagandową z resztą Wielkiej Brytanii".
Zorganizowanie referendum zapowiedziała w poniedziałek pierwsza minister autonomicznego rządu Szkocji, Nicola Sturgeon, która chce, aby Szkoci zagłosowali pod koniec 2018 roku lub na wiosnę 2019 roku w sprawie ogłoszenia niepodległości od W. Brytanii.
- Chodzi o możliwość podjęcia świadomej decyzji. Gdybym wykluczyła drugie referendum, musiałabym zdecydować, że Szkocja pójdzie wraz z Wielką Brytanią drogą "twardego Brexitu", niezależnie od konsekwencji. To nie powinna być decyzja jednego polityka - dodała, zapowiadając, że podejmie kroki, aby "Szkoci mieli wybór pomiędzy "twardym Brexitem" a niepodległością".
Wniosek o referendum będzie oparty na zapisach ustawy o ustroju Szkocji (Scotland Act). Procedura musi zostać rozpoczęta przez lokalny szkocki parlament w Holyrood, w którym Szkocka Partia Narodowa i Szkocka Partia Zielonych mają razem większość, a następnie poparta przez obie izby parlamentu w Westminsterze, który z prawnego punktu widzenia miałby prawo weta.
Podczas pierwszego referendum niepodległościowego w 2014 roku 55 proc. wyborców zagłosowało za pozostaniem w W. Brytanii, a 45 proc. wybrało niepodległość. Według najnowszych sondaży poparcie dla niepodległości waha się na poziomie 48-50 procent.