W sobotę dwa bombowce strategiczne B-1B zostały rozmieszczone na Półwyspie Koreańskim i przećwiczyły precyzyjne uderzenia wraz z południowokoreańskimi myśliwcami. Była to demonstracja siły po pierwszym północnokoreańskim teście międzykontynentalnego pocisku balistycznego (ICBM) z 4 lipca.

Reklama

"Mówienie przez USA, że bombowce strategiczne będą regularnie rozmieszczanie na Półwyspie Koreańskim przypomina szalony akt igrania z ogniem na beczce prochu" - napisał w komentarzu redakcyjnym północnokoreański dziennik "Rodong Sinmun", główna gazeta w kraju i organ KC Partii Pracy Korei.

"Zwykła zła ocena sytuacji lub błąd mogą doprowadzić do wybuchu wojny atomowej, a to na pewno wywoła nową wojnę światową" - dodano.

"Rodong Sinmun" napisał też, że wtorkowa próba (ICBM) była "uzasadniana", biorąc pod uwagę rosnące "zagrożenie wojną atomową", jaką miałby wywołać Waszyngton.

Rzecznik południowokoreańskich sił powietrznych nazwał sobotnie manewry lotnicze odpowiedzią na serię testów pocisków balistycznych Pjongjangu.

Wyjaśnił, że bombowce strategiczne dalekiego zasięgu B-1B Lancer przeleciały nad Morzem Japońskim i zbliżyły się do silnie ochranianej granicy między dwoma państwami koreańskimi. Nad wschodnią prowincją Gangwon przyłączyły się do nich południowokoreańskie myśliwce F-15K i F-16 i razem przeprowadziły manewry, podczas których symulowano atak na najważniejsze obiekty wojskowe w Korei Północnej.

Według południowokoreańskiej armii najnowsza próba rakietowa Korei Północnej świadczy o tym, że kraj ten jest już zdolny wyprodukować pociski, które byłyby w stanie pokonać dystans 7-8 tys. km, czyli dosięgnąć terytoriom Stanów Zjednoczonych.

Eksperci ostrzegają, że najnowszy test rakietowy Pjongjangu zaostrzył napięcia na Półwyspie Koreańskim i może doprowadzić do zmian w podejściu Waszyngtonu do tego regionu.

Reklama