Jeszcze jeden zwrot na prawo - ocenia Florian Hassel na łamach poniedziałkowego wydania "Sueddeutsche Zeitung", określając wynik wyborów parlamentarnych w Republice Czeskiej mianem wydarzenia "epokowego". Publicysta zaznacza, że Babisz, przywódca zwycięskiej partii ANO, "bierze na celownik UE i cudzoziemców oraz szuka zbliżenia z Rosją"
Po Węgrzech, Polsce i Austrii do zwrotu na prawo doszło w Czechach. Populiści i demagodzy wzmocnili się, dlatego należy uznać to wydarzenie za epokowe - pisze Hassel. Zwycięzca wyborów Babisz nie jest zażartym nacjonalistą z ugruntowanym programem, jak Jarosław Kaczyński w Polsce. Pomimo tego jest jednak niebezpieczny - ocenia komentator.
Hassel prognozuje, że Babisz wzmocni swoją antyunijną politykę, przede wszystkim ze względu na "populistyczne i skrajnie prawicowe" ugrupowanie Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD). Władimir Putin może się cieszyć: zarówno Babisz, jak i SPD są przeciwne sankcjom wobec Moskwy - zauważa niemiecki dziennikarz.
Po Polsce i Węgrzech populizm zwyciężył teraz w Czechach - pisze Thomas Schmid w "Die Welt" zastrzegając, że wiele zależy od tego, z kim kontrowersyjny miliarder Babisz zawrze koalicję. Przywódca ANO wygrał wybory dzięki swojej determinacji, by "nie wpuścić do Czech ani jednego migranta" - podkreśla.
Czechy zbliżają się tym samym do krajów takich jak Polska czy Węgry, które od dłuższego czasu kroczą drogą prowadzącą do nowego (bądź dawnego) nacjonalizmu. W Europie Środkowej powstaje blok "nieliberalnych demokracji". Wschodnioeuropejski wyjątek staje się wschodnioeuropejską regułą - czytamy w "Die Welt".
Kto z zasady odrzuca migrantów i sprzeciwia się przyjęciu uchodźców, ten odrzuca liberalną demokrację - pisze Schmid podkreślając, że nie da się jej uzasadnić etnicznie, lecz tylko za pomocą konstytucji.
Autor przypomina, że w unijnych traktatach zapisane jest, że do Wspólnoty może wstąpić kraj, który przestrzega reguł UE - kryteriów kopenhaskich. Blok "nieliberalnych demokracji" byłby "frontalnym atakiem na UE jako wspólnotę prawa" - uważa komentator.
Zdaniem Schmida obecna sytuacja jest dowodem na to, że "rozszerzenie UE na Wschód było zbyt pochopne". Zwracano zbyt dużą uwagę na ustne zapewnienia, a za mało na to, czy kraje kandydackie przyswoiły sobie ducha europejskich ustaw - konkluduje Schmid na łamach "Die Welt".
Populizm w natarciu? - pyta Reinhard Mueller w "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Tak - odpowiada zastrzegając jednak, że w ten sposób nie opisze się całościowo sytuacji w Europie.
Wynik wyborów w Czechach jest - jego zdaniem - "protestem przeciwko poczuciu obcego panowania". Podczas gdy Katalonia dąży do niepodległości, Czesi wybrali krytycznego wobec UE miliardera, przeciwko któremu toczy się postępowanie z powodu podejrzenia o oszustwa przy unijnych funduszach - tłumaczy.
Tak, jak niektóre mniejszości nie czują się dobrze w swoich krajach, tak samo sporo obywateli Unii, szczególnie na Wschodzie, czuje się obco w UE - twierdzi Mueller. Komentator zaznacza, że chociaż obawy przed islamizacją graniczą z "paranoją", to jednak chodzi o to, że Czesi nie chcą, by inni decydowali o migracji do ich kraju.
Ukrywanie tej sprawy, czy kwestionowanie jej jako rozdmuchanej nic nie pomoże - ocenia publicysta "FAZ", dodając, że także przyszły niemiecki rząd będzie musiał się do niej ustosunkować.
Mueller zaznacza, że UE "nie jest celem samym w sobie, lecz ma służyć ludziom". "To od nich, od narodów Europy zależy, co wolno państwu i UE" - podkreśla.
Komentator przypomina, że jeśli przyszły szef czeskiego rządu chce kierować państwem jak firmą, to firma ta musi przestrzegać zasad, które sama uchwaliła. Każdy członek UE musi przestrzegać wspólnie ustalonych reguł. Nie musi się podporządkowywać nikomu z wyjątkiem prawa - czytamy w "FAZ".
Państwo prawa chroni mniejszości przed większością - podkreśla Mueller. "UE nie powinna wytykać Pradze jej postawy w kwestii uchodźców, która ze zrozumiałych powodów może być w Czechach inna, niż w Luksemburgu, lecz powinna przypominać o wspólnym fundamencie, który przewiduje także obowiązki, a wybory traktuje jak szansę" - pisze w konkluzji komentator "FAZ".