Korespondenci agencji Reutera, podobnie jak prawie wszystkie światowe agencje prasowe, uważają, że poprzedzające spotkanie Morawieckiego z Junckerem wtorkowe "przetasowanie w polskim rządzie" nie było rzeczywistą zmianą, a zabiegiem propagandowym zmierzającym do pokazania nowej twarzy władz w Warszawie szefom KE.
Zarówno korespondenci Reutera, jak i agencji Associated Press, których doniesienia zostały przedrukowane przez czołowe amerykańskie publikacje w środę, podkreślają, że w wyniku "tej rekonstrukcji" odwołano z rządu ministrów środowiska, obrony narodowej i spraw zagranicznych, którzy mieli "opinię największych eurosceptyków". Zdaniem Reutera o tym, że zmiany "personalne nie oznaczają radykalnej zmiany polityki nowego polskiego rządu", świadczy chociażby fakt, że Zbigniew Ziobro zachował kluczowe we wprowadzaniu w życie kontrowersyjnej reformy sądownictwa stanowisko ministra sprawiedliwości.
W rezultacie "skład nowego rządu sugeruje, że Polska chce przyjąć bardziej pojednawcze stanowisko wobec Unii Europejskiej" - czytamy w korespondencji AP przedrukowanej w dzienniku "Washington Post" w środę pod tytułem "Polski premier dokonał przetasowania swojego gabinetu, by ocieplić relacje z UE". Jeśli rzeczywiście takie były intencje władz polskich, to zostały zrealizowane w pełni, ponieważ prawie trzygodzinne rozmowy premiera z szefem KE podczas kolacji w Brukseli we wtorek przebiegały, jak podkreślają brukselscy korespondenci amerykańskich mediów, w "przyjacielskiej" atmosferze i były "szczegółową dyskusją", która zaowocowała decyzją o ponownym spotkaniu w lutym.
Reuters jednocześnie zwraca uwagę na ogólniejszy, rodzący pytania o przyszłość samej UE, kontekst sporu Warszawy z Brukselą. "Spór Brukseli z eurosceptycznym rządem w Warszawie jest kluczowym elementem narastającego napięcia pomiędzy bogatszymi, zachodnimi członkami Unii Europejskiej, a postkomunistycznym Wschodem, pośród spowodowanej Brexitem debaty o przyszłości europejskiego sojuszu" - czytamy.
Dlatego Reuters w swojej relacji o spotkaniu Morawieckiego z Junckerem podkreśla znaczenie przyszłych, majowych, negocjacji nad priorytetami następnego - po zakończeniu w 2020 roku obecnego okresu budżetowego UE - budżetu Wspólnoty.
Wagę tych negocjacji zaznaczają także dziennikarze "Wall Street Journal" Laurence Norman i Drew Hinshaw, którzy we wtorek, jeszcze przed spotkaniem Morawiecki-Juncker ostrzegli, że Unia Europejska może wobec Polski zastosować redukcję subwencji unijnych jako o wiele groźniejszy "kij" niż uruchomienie art. 7. unijnego traktatu. Polska do tej pory była najpoważniejszym beneficjentem UE. W ubiegłym roku - przypomina "WSJ" - Polska otrzymała o 7,1 mld euro więcej niż włożyła do budżetu UE, wynoszącego ok. 140 mld euro rocznie.
Obecnie budżet UE jest pod dużą presją z powodu Brexitu i - jak ostrzegł w poniedziałek unijny komisarz ds. budżetu Guenther Oettinger - wyjście Wielkiej Brytanii z UE spowoduje w najbliższych latach lukę w budżecie Unii wynoszącą 13 mld euro rocznie. Dlatego możliwość zmniejszenia subwencji dla Polski w przyszłym okresie budżetowym UE jest realną groźbą dla Polski podczas zaplanowanego na maj omawiania założeń budżetowych UE na następny okres.
"WSJ" zwraca uwagę, że ewentualne naciski finansowe UE mogą mieć ograniczony wpływ na Polskę, ponieważ subwencje UE, które otrzymuje Polska, mimo że są większe niż subwencje dla któregokolwiek z państw członkowskich UE, stanowią tylko ułamek polskiego PKB wynoszącego 470 mld dolarów. Dodatkowo, jak ostrzega "WSJ", groźba redukcji subwencji jest obosiecznym mieczem: Polacy, którzy "mają w większości pozytywną opinię o UE, mogą zmienić zdanie, jeśli zaczną postrzegać naciski Brukseli na Warszawę jako próbę zastraszenia Polski".