Początkowo nic nie zapowiadało dramatu. Chłopiec rozwijał się dobrze przez pół roku od narodzin. Tragedia zaczęła się w grudniu 2016 roku, tedy to rodzice zgłosili się do szpitala Alder Hey w Liverpoolu po tym, jak zaobserwowali u swojego synka niepokojące objawy. Pojawiły się "rytmiczne szarpania" kończyn i szczęki. Po roku nieudanej terapii bezradni lekarze i eksperci zdecydowali, że nie mogą go dalej leczyć.

Reklama

Według lekarzy Alfie Evans jest w stanie wegetatywnym i w głębokiej śpiączce. Jego mózg jest w 70 proc. zniszczony przez chorobę. W poniedziałek wieczorem został odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Jednak dwie doby po tym fakcie chłopiec wciąż żyje - choć został podłączony do respiratora.

Historia chłopca obfituje w wiele zaskakujących zwrotów akcji. Również w poniedziałek władze Włoch podjęły decyzję o przyznaniu małemu Alfiemu włoskiego obywatelstwa w nadziei, że umożliwi to przewiezienie dziecka do watykańskiego szpitala Bambino Gesu w Rzymie, który gotów jest kontynuować jego diagnozowanie i terapię. Starania o uratowanie dziecka znana placówka pediatryczna podjęła na polecenie papieża Franciszka, który w ubiegłą środę przyjął na audiencji ojca Alfiego.

Kilka godzin później brytyjski sąd odrzucił jednak kolejną apelację rodziców chłopca o podtrzymanie go przy życiu, przychylając się do argumentacji szpitala Alder Hey, że "nie jest to w jego najlepszym interesie", a dalsze leczenie może być nie tylko "daremne", ale także "nieludzkie".

Wcześniej rodzice przegrali sprawę w brytyjskim Wysokim Sądzie, a ich apelacja była dwukrotnie odrzucona przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.

Do Włoch nie, a do domu?

Watykan wciąż podejmuje starania o uratowanie chłopca. Na Twitterze zamieszczono następujące słowa papieża Franciszka: "Poruszony modlitwami i wielką solidarnością okazaną małemu Alfiemu Evansowi ponawiam mój apel o to, aby wysłuchano cierpienia jego rodziców i by zapewniono im możliwość podjęcia nowych prób leczenia".

W Liverpoolu, gdzie w szpitalu przebywa chłopiec, jest dyrektor watykańskiej placówki Mariella Enoc. Powiedziała ona we wtorek dziennikarzom, że Alfie jest podłączony do respiratora, a personel medyczny szpitala jest gotów odlecieć z chłopcem do Rzymu samolotem, udostępnionym przez włoską minister obrony Robertę Pinotti. Cały czas strona włoska prowadzi zabiegi dyplomatyczne o to, by władze brytyjskie zgodziły się na przewiezienie Alfiego do Rzymu.

Sąd rodzinny w Manchesterze odrzucił we wtorek wniosek o zgodę na przewiezienie chłopca do Włoch. Sędzia przychylił się do opinii lekarzy, że taki ruch byłby zbyt niebezpieczny dla zdrowia dziecka.

Reklama

Według relacji lokalnej gazety "Liverpool Echo", w trakcie wtorkowej rozprawy sędzia zasugerował, że lekarze mogą rozważyć przeniesienie chłopca do domu. Przedstawiciele szpitala argumentowali jednak, że to byłoby możliwe najwcześniej za kilka dni, a w obecnej atmosferze wrogości wobec szpitala może być wręcz niemożliwe.

Szpital zaapelował wręcz o "szacunek dla pracowników, a także pacjentów i ich rodzin w tym trudnym czasie", podkreślając, że sytuacja "jest ekstremalnie trudna dla wszystkich, których dotyczy. Łamie serca jego rodziców, ale jest też emocjonalnie trudna dla lekarzy i pielęgniarek zajmujących się jego opieką".

Dlaczego media tak zainteresował właśnie Alfie?

W zamieszczonym wraz z komunikatem szpitala krótkim tekście prof. Russell Viner, szef Królewskiego Kolegium Pediatrów i Zdrowia Dziecka, zapewnił, że "jako specjaliści w zakresie medycyny zajmujący się noworodkami, dziećmi i młodymi ludźmi, nasz priorytet jest zawsze po stronie dziecka", a "każde działanie i decyzja musi być podjęta w najlepszym interesie dziecka, a decyzje o opiece, także wycofaniu leczenia, są podejmowane przy udziale rodziców".

Jak zaznaczył, ze względów prawnych niemożliwe jest komentowanie specyficznej sytuacji Alfiego, ale dodał, że lekarze uważają, "iż jest istotne, aby opinia publiczna wiedziała, że decyzje o wstrzymaniu lub wycofaniu leczenia dziecka nie są podejmowane z łatwością".

- W Wielkiej Brytanii mamy to szczęście, że istnieje jasne i pełne empatii prawo, które wspiera nas w podejmowaniu działań i które zakłada trzy sytuacje, w których wycofanie podtrzymującej życie terapii może być rozpatrzone - argumentował.

Jak zaznaczył, są to sytuacje, w których "terapia nie przyniesie lub jest mało prawdopodobne, że przyniesie znaczne przedłużenie życia dziecka", "leczenie może przedłużyć życie, ale wywoła u dziecka nieakceptowalny ból i cierpienie" oraz kiedy "starsze dziecko z ograniczającą zdolności życiowe chorobą wielokrotnie i jasno sugeruje, że nie życzy sobie dalszego leczenia, a jego decyzja ma wsparcie rodziców i lekarzy".

Viner dodał, że takie decyzje są "niestety podejmowane często", a "w znacznej większości spraw decyzja (lekarzy i rodziców) o wycofaniu leczenia jest wspólna i jest rzadkim przypadkiem, kiedy dochodzi do sporu". - To właśnie te sprawy, w których istnieje znaczna różnica zdań, przyciągają uwagę mediów - zaznaczył.

Prawica murem za Alfiem. Prezydent, Szydło, biskupi i Młodzież Wszechpolska jednym głosem

Te tłumaczenia nie przekonały jednak rodziców chłopca, którzy złożyli odwołanie od decyzji sądu w Manchesterze. Adwokat rodziny powiedział w środę rano stacji BBC, że po południu odbędzie się przesłuchanie w sądzie apelacyjnym. Jednak i ten sąd odrzucił odwołanie rodziców.

"Trzeba ratować Alfiego Evansa! Po raz kolejny jego dzielne drobne ciało pokazało, że cud życia może być silniejszy niż śmierć. Być może potrzeba jedynie nieco dobrej woli po stronie decydentów. Alfie, modlimy się za Ciebie i za Twój powrót do zdrowia!" - napisał w środę prezydent Andrzej Duda na Twitterze. Chęć pomocy rodzicom chłopca wyraziła także wicepremier Beata Szydło.

Z kolei Młodzież Wszechpolska zaapelowała o przynoszenie pluszowych misiów pod brytyjskie konsulaty w całej Polsce, w geście solidarności z Alfim Evansem. "Zasypmy ambasadę Wielkiej Brytanii pluszakami" - brzmi hasło rozpoczętej w środę w Warszawie akcji MW.

- My, jako nacjonaliści, jako katolicy nie jesteśmy w stanie pojąć tego barbarzyństwa, które ma miejsce w świetle prawa w Wielkiej Brytanii - oświadczył rzecznik Mateusz Marzocha. Według MW chłopca "skazuje się na śmierć mimo tego, że on o to życie walczy i mimo tego, że o to życie walczą jego rodzice". - Jest to chora sytuacja, jest to sytuacja barbarzyńska - mówił Marzocha.

Jak dodał, "mówiło się, że Alfie będzie żył trzy minuty po odłączeniu od aparatury". - Z tego, co wiemy, żyje już bez tej aparatury ponad dobę i cały czas walczy, cały czas oddycha, chociaż jest z nim coraz ciężej - podkreślił rzecznik.

Wszechpolacy zachęcali do udziału w akcji i przynoszenia pluszaków, a także zniczy nie tylko przed ambasadą w Warszawie, ale również przed konsulatami w całej Polsce - w Łodzi, Poznaniu, Krakowie, Szczecinie, Lublinie, Wrocławiu i Katowicach.

Swoją manifestację przed brytyjską ambasadą w Warszawie zorganizowała także Fundacja Mamy i Taty. - Śledziłem z przyjaciółmi historię Alfiego i miałem poczucie, że sam do końca nie wiem, jak zachowałbym się jako ojciec, gdybym znalazł się na ich miejscu. Pomyślałem, że tym, co mogłoby mi w takim momencie pomóc, byłby gest solidarności i wsparcia. Tak powstała idea manifestacji przed ambasadą brytyjską - wyjaśniał Marek Grabowski z Fundacji.

Dodał, że rodzice chłopca zobaczą w ten sposób, że "nie są sami". Zdaniem Grabowskiego, decyzja sądu o odłączeniu chłopca od aparatury podtrzymującej życie i zakaz przewiezienia go do watykańskiego szpitala "jest skandaliczna".

- Nie jestem prawnikiem, nie znam realiów prawa brytyjskiego, jednak jestem ojcem i jako ojciec jestem przekonany, że nie można gasić nadziei rodziców, zwłaszcza w sytuacji, kiedy inni lekarze dają szansę na to, żeby próbować dalej leczyć dziecko. Uważam, że ten wyrok to po prostu wyrok śmierci wydany na Alfiego - ocenił Grabowski.

Jak poinformował na Twitterze "Tygodnik Solidarność", redaktor naczelny pisma Michał Ossowski złożył w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy petycję z prośbą o nadanie Alfiemu Evansowi polskiego obywatelstwa, co umożliwiłoby mu dalsze leczenie. "W tak dramatycznej chwili, w której malutki człowiek pozbawiany jest opieki państwa, to inne państwo powinno zająć się jego opieką" - piszą autorzy pisma. Według tygodnika, pod internetową petycją podpisało się ponad 5 tys. osób.

Głos w sprawie chłopca zabrał również ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej bp Romuald Kamiński, który zaapelował do ludzi wierzących, by podjęli modlitwę w intencji Alfiego i jego rodziców.

Solidarność z rodzicami dwulatka i z nim samym wyrazili autorzy oświadczenia przesłanego PAP przez Kongres Rodzin i Kobiet Konserwatywnych.

W sprawę na Facebooku zaangażował się także Wojciech Cejrowski.

Ojciec dwulatka,Tom Evans, powiedział w czwartek rano na konferencji prasowej, że rodzice zdecydowali o podjęciu kroków w kierunku przeniesienia chłopca do domu. Jednocześnie podziękował polskiemu prezydentowi i Polakom za okazane wsparcie.

- To już trzeci dzień i nie mieliśmy z nim żadnego problemu. Pielęgniarki przyszły i powiedziały: wow! - tłumaczył Evans.

Podczas konferencji zaznaczył także, że rodzice chłopca otrzymali szereg wsparcia, w tym z Polski.

- Usłyszałem dziś rano, że słowa wsparcia wypowiedział prezydent Polski. To coś wspaniałego. Zawsze byłem w kontakcie z Polakami - powiedział Evans.

Zakładnik szpitala?

Według najnowszych doniesień, w rozmowie z telewizją włoskiego episkopatu TV 2000 ojciec Alfiego powiedział: Proszę papieża, aby tu przyjechał, by zdał sobie sprawę, co się dzieje. Niech przyjedzie i zobaczy, że mój syn jest zakładnikiem szpitala.

- Niesprawiedliwością jest to, czego doświadczamy - oświadczył Evans. Podziękował Włochom za zaangażowanie, "solidarność i wsparcie" na rzecz jego dziecka, by sprowadzić je do Rzymu na diagnostykę i kurację w watykańskim szpitalu Bambino Gesu.

Odnosząc się do tego, że rząd Włoch przyznał chłopcu w trybie pilnym włoskie obywatelstwo, Evans oświadczył: Alfie jest częścią włoskiej rodziny, jest częścią Włoch.

W wypowiedzi dla włoskiej telewizji podkreślił jednocześnie, że nie zamierza się poddawać. - Poznaliśmy nadzwyczajne osoby. Papież jest blisko z nami. Robimy wszystko, co możliwe dla naszego syna, w imię Boże - oznajmił Evans. - Będziemy dalej walczyć, otrzymując coraz więcej sił od narodu włoskiego; od rządu, od ministrów, którzy zaangażowali się w naszą sprawę.

Rodzice chłopca podjęli kroki, by przewieźć go do domu.