Wyniki sondażu przeprowadzonego w dniach 27-31 maja opublikowano w sobotę. W wyborach do Parlamentu Europejskiego partia Zielonych zdobyła 20,5 proc. Badania przeprowadzone na tydzień przed wyborami dawały jej o 9 punktów procentowych mniej niż to miało miejsce w głosowaniu 26 maja. W stosunku do wyborów sprzed pięciu lat Zieloni zdobyli o 10,4 punktów proc. więcej.
W wypadku koalicji CDU/CSU kierowanej przez kanclerz Angelę Merkel sondaże przedwyborcze nie doszacowały chadeków o jakieś 2 punkty procentowe. Chrześcijańscy demokraci z bloku CDU/CSU zdobyli ostatecznie 28,9 proc., tracąc 7 punktów proc. w stosunku do wyborów w 2014 r.
Pokazuje to trend przejawiający się w polityce niemieckiej od pewnego czasu; wybory do Parlamentu Europejskiego tylko ujawniły jego istnienie: partia Zielonych w wyborach do PE zajęła miejsce dawniej zarezerwowane dla SPD i stała się drugą po chadekach siłą polityczną w niemieckim systemie partyjnym.
Socjaldemokraci, którzy stracili w ciągu pięciu lat blisko 12 punktów procentowych poparcia i osiągnęli wynik 15,8 proc. w wyborach do PE uplasowali się na trzeciej pozycji.
Chrześcijańscy demokraci i socjaldemokraci z SPD przeoczyli, jak się zdaje, zasadnicze przesunięcie od centrowego liberalizmu w stronę programu Zielonych, które było już wyraźnie dostrzegalne podczas niedawnych wyborów regionalnych w Hesji i w Bawarii - ocenił Manfred Guellner, przedstawiciel sondażowni Forsa w rozmowie z RTL.
To prawda, że oba tradycyjnie obecne na niemieckiej scenie ugrupowania: chadeków i socjaldemokratów zaczęły mocno podkreślać znaczenie ochrony środowiska w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego, ale w istocie wzmocniło to tylko znaczenie partii Zielonych - wskazał Guellner.
Przeniknięcie do powszechnej świadomości tematów związanych z zanieczyszczeniem środowiska, zagrożeniem wynikającym z wykorzystania energetyki jądrowej, odpowiedzialnością za kraje biedniejsze czy takimi codziennymi praktykami, jak sortowanie śmieci, świadome wybory konsumenckie i przesiadanie się z samochodów na rowery, budowa ścieżek rowerowych, to zasługa Zielonych.
Bardzo długo partia zrażała jednak potencjalnych wyborców zbytnim radykalizmem, oderwaniem od niemieckich realiów, wewnętrznymi walkami i nieustającą krytyką elektoratu, który nie dostrzega, że ugrupowanie ma przecież rację. Zwrot nastąpił w ubiegłe wakacje. Zmiana na stanowisku przewodniczących zbiegła się z rekordowo gorącym latem i suszą. Narracja na temat katastrofy klimatycznej nabrała prawdopodobieństwa.
Nowe szefostwo - Robert Habeck i Annalena Baerbock - skończyło z mentorskim tonem pod adresem wyborców i niedocenianiem patriotyzmu. Zastąpili to koncyliacyjnością i afirmacją, chwaląc Niemców za osiągnięcia w ochronie klimatu i tłumacząc, że nie może ona odbywać się kosztem najbiedniejszych.
Na początku października ub. roku Zieloni wyprzedzili w sondażu Infratest dimap socjaldemokratów i nie oddali już drugiego miejsca aż do głosowania do PE. Wynik Zielonych zmusza pozostałe partie do reakcji. Już teraz wiadomo, że nie będzie ona konfrontacyjna. CDU/CSU i SPD będą próbowały dostosować swój program do oczekiwań elektoratu, zwłaszcza młodego - twierdzą eksperci.
Z badań przeprowadzonych przez instytut YouGov wynika, że dla 51 proc. Niemców w wieku 18-24 lat najważniejszym problem w skali europejskiej jest właśnie ochrona klimatu. Ten temat był także najważniejszy dla ogółu głosujących w wyborach do PE przy podejmowaniu decyzji wyborczej. Zadeklarowało tak 48 proc. badanych.