"Doceniam to, że mam szansę tu być i rozmawiać z wami, że mogę powiedzieć waszym widzom, iż mój kraj jest krajem pokoju" mówił kwieciście Bush. "Rozumiem, że obraz mojej ojczyzny został poważnie nadszarpnięty. Rozumiem też, że ludzie opowiadają o mnie rzeczy, które po prostu nie są prawdą" - przekonywał.
Zdaniem ekspertów łzawe wystąpienie to część amerykańskiej akcji propagandowej próbującej choć trochę odwrócić potężną falę nienawiści wobec wszystkiego co amerykańskie. Rozpoczęła się, gdy pod koniec czerwca Biały Dom ogłosił plan powołania specjalnego korpusu dyplomatycznego przy Organizacji Konferencji Islamskiej.
Eksperci uważają jednak pomysły Waszyngtonu za chybione. "Biały Dom reformuje public relations, podczas gdy potrzebna jest reforma polityki zagranicznej" - twierdzi w rozmowie z DZIENNIKIEM Leon Hadar, ekspert ds. bliskowschodnich w waszyngtońskim Cato Institute i były szef biura ONZ w Jerozolimie. "Jeżeli większość Turków, Palestyńczyków czy Irakijczyków uważa, że USA prowadzi politykę sprzeczną z ich interesem, to nawet najbardziej spektakularna reklama tej polityki nie przyniesie efektu" - dodał.
Amerykanie są nielubiani na Bliskim Wschodzie od dawna i wojna w Iraku postrzegana przez Arabów jako typowy amerykański konflikt kolonialny jedynie pogłębiła te resentymenty. Antyamerykańskie odczucia narastały jednak od dawna, przede wszystkim na tle konfliktu izraelsko-palestyńskiego. "Polityka Busha od lat jest postrzegana na Bliskim Wschodzie jako ostentacyjnie proizraelska" - podkreśla Robert Lowe z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych w Londynie. "Jego osobista popularność sięgnęła dna, żaden Arab nie spodziewa się, by Bush kiedykolwiek poparł dialog, w którym Izrael i Palestyńczycy będą mieli równe prawa" - dodaje.
Inni eksperci są jeszcze bardziej ironiczni, gdy mówią o Bliskim Wschodzie. "Ameryka powinna się stamtąd wycofać" - komentuje dla DZIENNIKA Edward N. Luttwak, amerykański politolog i były doradca Białego Domu. "Praktyka pokazuje, że najbardziej trwałe są porozumienia, które narody Bliskiego Wschodu wypracowały między sobą, bez ingerencji z zewnątrz" - dodaje.
Bush przekonywał tymczasem, że Ameryka jest ofiarą czarnej propagandy, że nie chce kolonizować Bliskiego Wschodu, że jest przyjacielem Arabów i że pragnie kompleksowego rozwiązania lokalnych konfliktów. Zarzekał się, że chce wolnego państwa palestyńskiego i że nie ma żadnych planów ataku na Iran. Wprost przeciwnie, gwarantował, że USA wyciągają do muzułmanów rękę. "Stany Zjednoczone chcą pomóc ludziom na Bliskim Wschodzie żyć w pokoju" - mówił.