Bez projektów współfinansowanych przez fundusze unijne w niektórych regionach w 2018 r. mogłoby w ogóle nie być wzrostu gospodarczego. Tak wynika z porównania wartości sfinalizowanych projektów z nominalnym przyrostem produktu krajowego brutto w województwach. Projekty unijne (nie tylko w ramach programów regionalnych) miały przewagę nad wzrostem PKB w województwach warmińsko-mazurskim i lubelskim. W kilku kolejnych: podlaskim, zachodniopomorskim, opolskim i podkarpackim, stanowiły wyraźnie ponad połowę przyrostu lokalnego PKB.
„Porównywanie wartości zamkniętych projektów unijnych (wnioski o płatność) z nominalnym wzrostem PKB w jednym z lat wieloletniej perspektywy finansowej nie jest właściwą drogą do oceny wpływu polityki spójności na rozwój społeczno-gospodarczy regionów. Nasze badania pokazują, że wpływ polityki spójności na poszczególne kategorie makroekonomiczne jest zróżnicowany w poszczególnych latach, co oznacza, że jego ocena wymaga bardziej długofalowej – niż jednoroczna – perspektywy” – stwierdza Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej. Wskazuje, że udział inwestycji ze środków unijnych w inwestycjach ogółem w 2017 r. wahał się w przedziale 6–26 proc.
– Ale takie porównanie pokazuje względną wagę funduszy unijnych w generowaniu wzrostu gospodarczego. Skoro są regiony, w których ona jest tak wysoka, to pojawia się pytanie, co będzie, jeśli w przyszłości tych środków zabraknie – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Uzależnienie od środków unijnych dotyczy najmniej rozwiniętych regionów. W woj. lubelskim PKB na mieszkańca w 2018 r. wynosił dwie trzecie średniej ogólnopolskiej i niewiele ponad 40 proc. wyniku najbogatszego woj. mazowieckiego. Warmińsko-Mazurskie wypada tylko nieznacznie lepiej. W obu przypadkach dystans do ogólnokrajowej średniej w 2018 r. się powiększał. Nominalny (czyli bez poprawki na zmiany cen, ekonomiści zwykle odnoszą się do realnego wzrostu PKB) przyrost PKB w całym kraju wyniósł wówczas 6,3 proc. Na Lubelszczyźnie było to 3,5 proc., a na Warmii i Mazurach 4 proc.
Reklama
„Nasze ostrożne kalkulacje pokazują, że w 2019 r. wszystkie polskie województwa mogą przekroczyć 50 proc. średniej UE na mieszkańca” – zaznacza resort funduszy.
– Warto też zobaczyć, jakie efekty gospodarczo-biznesowe przyniosły projekty unijne. W jakim stopniu środki UE zwiększają potencjał gospodarczy danego regionu. Jak wygląda napływ kapitału, tworzenie nowych miejsc pracy czy wzrost produktywności – wskazuje Maliszewski. – W przypadku woj. lubelskiego tu tendencje są pozytywne. W Warmińsko-Mazurskiem życie gospodarcze jest uboższe, więc tego efektu może nie być – dodaje ekspert.
„Należy podkreślić, że właściwa koncentracja dostępnego finansowania unijnego na najpilniejszych inwestycjach w regionie powoduje, że rozwój Warmii i Mazur jest wyraźnie dostrzegalny. Nie ulega wątpliwości, że na wyraźne efekty wsparcia przedsiębiorczości w regionie trzeba będzie jeszcze poczekać, gdyż obecnie wybrane projekty są w fazie realizacji. Niemniej zakładamy, że finansowanie inwestycji ze środków RPO WiM 2014–2020 przyczyni się do wzrostu konkurencyjności firm i tym samym poziomu PKB” – napisało w odpowiedzi na pytania DGP biuro prasowe warmińsko-mazurskiego urzędu marszałkowskiego, odnosząc się do swojego regionalnego programu operacyjnego.
Duże zaangażowanie środków UE na terenie województwa to dowód na to, że podmioty z regionu – zarówno publiczne, jak i przedsiębiorstwa – są aktywne i potrafią korzystać z szansy, jakie stwarzają programy unijne. Zaangażowanie środków zewnętrznych w postaci zrealizowanych projektów należy traktować jak inwestycję, która da wymierny efekt w nadchodzących latach, przy czym wpływ interwencji na ogólną sytuację gospodarczą musi podlegać szczegółowym analizom – odpowiada na pytania DGP Remigiusz Małecki, rzecznik marszałka lubelskiego. „Zadaniem i zamierzeniem władz regionalnych jest zacieśnienie współpracy z partnerami lokalnymi, aby mobilizować i koordynować wysiłki różnych instytucji i przedsiębiorstw na rzecz wykorzystania wewnętrznych, często jeszcze uśpionych, potencjałów rozwojowych” – dodaje.
– Każdy region ma swoją specyfikę. Jedne są bardziej uprzemysłowione, inne w większym stopniu nastawione na usługi. Niekoniecznie trzeba industrializować te miejsca, w których można np. rozwijać infrastrukturę turystyczną – komentuje Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Zaznacza jednak, że na mapie Polski nie powinno być „białych plam” wzrostu.
Jak zadbać o zwiększenie możliwości wzrostu gospodarczego w słabszych regionach? – Istotnym elementem jest infrastruktura. Tu wciąż mamy wiele do zrobienia. Miasta potrafią rozkwitnąć, jeśli są dobrze skomunikowane z resztą kraju. Trzeba więc stawiać na połączenia drogowe i kolejowe – mówi Borys. – Druga sprawa to dostęp do edukacji, co ma przełożenie na migracje wewnętrzne. Potrzebne jest umiejętne rozmieszczenie szkół ponadpodstawowych i wyższych – wskazuje Borys. Według niego szansą mniejszych ośrodków jest obecna sytuacja na rynku pracy.
Z tą opinią zgadza się Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku. – Rezerwuar taniej siły roboczej oraz „renta zapóźnienia” mogą być długookresowym kołem zamachowym najmniej rozwiniętych regionów. Ale też trzeba zwrócić uwagę, że w ostatnich latach to one najbardziej skorzystały na funduszach unijnych. Były i są tam realizowane np. duże inwestycje drogowe, których w poprzedniej perspektywie unijnej nie było – mówi.
– Dawniej myśleliśmy, że część „ubytku” w funduszach unijnych da się uzupełnić inwestycjami realizowanymi z pieniędzy PFR czy zgromadzonymi w ramach pracowniczych planów kapitałowych. Ale z jednej strony widać, że infrastruktura się poprawiła. Z drugiej strony pojawiają się nowe szanse, np. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Być może w jego ramach będą powstawały farmy wiatrowe czy słoneczne we wschodniej czy północno-wschodniej Polsce – wskazuje Pytlarczyk.