Władze chcą przymusowej hospitalizacji 32-letniej Anny Iljinej. Na razie pozew został cofnięty, ponieważ złożono go w sądzie niewłaściwym dla miejsca jej zamieszkania. Do domu Iljinej przyszła w czwartek policja i przedstawiciele państwowego urzędu Rospotriebnadzor zajmującego się kwestiami sanitarnymi. Kobieta jednak nie otworzyła im drzwi.
W pozwie jako strona zainteresowana wystąpił szpital zakaźny im. Botkina w Petersburgu i jeden z miejskich komisariatów policji.
Przed dwoma dniami Iljina napisała na swoim koncie w Instagramie, że udało jej się uciec ze szpitala, do którego najpierw sama się zgłosiła, a potem zażądała zwolnienia, ponieważ testy nie wykazały u niej koronawirusa.
Mieszkanka Petersburga była na wycieczce w Chinach, skąd wróciła 30 stycznia. W kolejnych dniach dwukrotnie poddała się testom na obecność koronawirusa, a 4 lutego rozbolało ją gardło. Zgłosiła się po pomoc i zabrano ją do szpitala, gdzie lekarz po badaniach zapewnił ją, że jest zdrowa, ale nakazał pozostanie na oddziale przez dwa tygodnie. Mimo próśb i argumentów, że ma prawo odmówić pobytu w szpitalu, nie pozwolono jej wrócić do domu.
Iljina zdołała jednak otworzyć zamek elektromagnetyczny, w czym pomogła jej wiedza z ukończonych studiów matematyczno-fizycznych. Opuściła szpital, za co - według władz - musi być pociągnięta do odpowiedzialności administracyjnej.
Media opisując jej ucieczkę przypominają, że okres wylęgania się koronawirusa może trwać do 14 dni.