"Błagam o przebaczenie wszystkich, którzy poczuli się oszukani" - pisze w liście otwartym do swych czytelników Defonseca. Autorka przyznała się, że jej opowieści o tym, jak uciekła z warszawskiego getta, zabijając esesmana, a potem żyła razem ze stadem wilków, które broniły ją przed Niemcami, to zwykłe bujdy. Całą wojnę spędziła w Brukseli - mówi telewizja Fox News.

Reklama

Autorka przyznała się, bo eksperci dogrzebali się prawdy. Sharon Sergeant, która zajmuje się genealogią, zaczęła z ciekawości śledzić losy Mishy. Odkryła jej prawdziwe nazwisko - De Wael, a także... świadectwo chrztu.

Kłamstwa pisarki obnażył także belgijski historyk Maxime Steinberg. W niemieckich i belgijskich archiwach nie znalazł żadnych wzmianek o rodzinie Defonseca. A prawdziwi rodzice pisarki byli rdzennymi Belgami, któzy co prawda byli w ruchu oporu, ale na pewno Niemcy nie wywieźli ich do warszawskiego getta.

Na kłamstwach Defonseca dorobiła się prawdziwej fortuny. Jej książka sprzedała się w milionach egzemplarzy, dostała też niezłą sumkę za sprzedaż praw do nakręcenia filmu o swych przygodach.

Reklama