O śledztwie, które przez 20 lat prowadził Ray Boston, pisze "The Independent". Przekonuje on, że "Titanic" płynął po bardzo niebezpiecznych wodach niemal zupełnie niekontrolowany. A to dlatego, że od wielu dni płonął magazyn z węglem, który znajdował się na jednym z niższych pokładów.

Reklama

Ognia nie udało się ugasić, a statek zamienił się w tykającą bombę zegarową. W każdej chwili mógł wybuchnąć.

Boston przekonuje, że o pożarze wiedział właściciel statku, John Pierpont Morgan. Jednak zabronił komukolwiek z załogi mówić o ogniu pasażerom. Tłumaczył, że lepiej nie wywoływać paniki i przepłynąć Atlantyk jak najszybciej - na pełnej prędkości. Sam jednak nie brał udziału w rejsie.

Tuż przed północą 14 kwietnia 1912 roku rozpędzony "Titanic" zderzył się z potężną górą lodową. 2,5 godziny później zatonął, zabierając w morską toń ciała półtora tysiąca pasażerów. Uratowało się 711 osób.