Najgorsze dni w życiu Eliszki M. zaczęły się, gdy podróżując autostopem z Karlowych Warów do Pragi, zatrzymała mercedesa vito. Jechała nim para starszych ludzi - Stanislav Slabihoudek i Marcela Linhart - pisze "Fakt".
"Powiedzieli, że chętnie mnie podwiozą. Ale nagle zjechali do małego lasku. Mężczyzna wyjął pistolet i nóż. Zadał mi kilka ran. Sterroryzował mnie. Panicznie się przestraszyłam" - opowiada dziewczyna. "Zakleili mi usta plastrem. Skuli i założyli mi plastikową torbę na głowę, a na nią jeszcze słuchawki i gogle narciarskie".
Potem zawieźli ją do swojego domu. Tam przykuli do fotela ginekologicznego. Odurzali ją środkami farmakologicznymi i marihuaną.
"Kazali mi do siebie mówić: panie doktorze i pani doktor. Zmuszali mnie do seksu. Musiałam dotykać ich intymnych miejsc. Slabihoudek powiedział, że sprzedadzą mnie do burdelu. A jeśli nikt mnie nie zechce, to mają plan B - zabiją mnie" - wspomina Eliszka M.
Dziewczyna miała jednak szczęście. Którejś nocy Slabihoudek przez nieuwagę zostawił kluczyk w kajdankach. Dziewczyna uciekła po kablu od anteny satelitarnej. Zawiadomiła policję.
Gdy oprawcy zauważyli jej zniknięcie, Slabihoudek pospiesznie wymazał z laptopa wszystkie zdjęcia. A gdy policja zbliżyła się do jego domu, popełnił samobójstwo. Jego konkubina nie stawiała oporu. Sąd skazał ją właśnie na sześć i pół roku więzienia.