Biały Dom stara się całą sprawę rozegrać bardzo delikatnie. Z jednej strony nie chce pokazać, że to jednoznaczny wyraz poparcia dla Chin. Z drugiej - nie chce Pekinu zbyt ostro krytykować. Wyjazd Busha jest więc pokazany jako przede wszystkim wyprawa kibica, a nie prezydenta najpotężniejszego kraju na świecie.

Reklama

"Prezydent uważa, że pojedzie do Chin przede wszystkim po to, aby wspierać naszych sportowców" - powiedziała rzeczniczka Białego Domu Dana Perino.

Ale Waszyngton podkreśla, że poza kibicowaniem czekają go jeszcze poważne rozmowy. Bush ma porozmawiać o prawach człowieka i swobód religijnych z prezydentem Chin Hu Jintao. Oprócz Chin odwiedzi także Koreę Południową i Tajlandię.