Michał Potocki: 22 grudnia 2020 r. funkcjonariusze Komitetu Kontroli Państwowej (KDK) zatrzymali niemal całe kierownictwo białoruskiego Press Clubu.
Siergiej Jakupow: Mniej więcej w tym samym czasie. Najpierw koledzy z Rosji napisali mi o zatrzymaniu Julii Słuckiej, założycielki Press Clubu. Po pół godzinie dostałem wiadomość, że wyważają drzwi do mieszkania jego dyrektorki Ały Szarko. Z internetu dowiedziałem się o trwającym przeszukaniu siedziby Press Clubu, a potem przyszli po mnie. Akcja była skoordynowana. W ciągu poprzednich dwóch tygodni były pewne sygnały świadczące o tym, że zaczynają się nami interesować. Do jednego z uczestników organizowanego przez nas hackathonu (wydarzenie, którego uczestnicy rozwiązują jakiś problem w sferze IT; hackathon Press Clubu dotyczył wykorzystania nowych technologii w mediach – red.) ktoś zadzwonił i powiedział, żeby w najbliższym czasie nie pojawiał się w miejscu, w którym przed chwilą był. A wyszedł właśnie z Press Clubu. Najdłużej zatrzymywali Ałę i mnie, bo nie otwieraliśmy im drzwi. Pod moimi drzwiami stali przez trzy godziny. Adwokat, z którym się skontaktowałem, polecił mi nie otwierać. Nie było sensu udawać, że mnie nie ma, bo mogli mnie wyśledzić po logowaniu telefonu komórkowego. Ostatecznie wyważyli te drzwi.
Ilu ich było?
Reklama
Sześć osób. Najpierw wbiegł jeden w kominiarce z pistoletem, uderzył mnie dwa razy w głowę, zmusił, bym uklęknął. Potem weszli inspektorzy i ludzie z KDK, którzy asystowali przy przeszukaniu i spisywaniu protokołu.
Reklama