Meksykańskie gangi walczą o ten rewir, bo to świetny kanał przerzutu narkotyków do USA. Bandyci nie robią sobie nic z setek żołnierzy na ulicach Tijuany, przysłanych przez rząd do zaprowadzenia porządku. Strzały padają w zaułkach i na obrzeżach lasów.

Reklama

Nierzadko na ulicy można zobaczyć zmasakrowane zwłoki, które przywleczono na publiczny widok z odległego miejsca zbrodni. Ma to być przestrogą dla młodzieży zasilającej szeregi gangsterskich armii

Tylko w ostatnim tygodniu w Tijuanie zginęło 59 osób. Dziewięć ofiar pochłonęła sobotnia strzelanina. Władze są bezsilne, ale nie chcą, by USA mieszały się do tej wojny. Odrzuciły więc propozycję sąsiedniego rządu wysłania "pomocy" na pogranicze. Chodziło zapewne o przysłanie wojska, które spacyfikowałoby całą okolicę.

Tijuana to miejsce przeklęte. O tym, co się tam dzieje, przypomina miejscowe więzienie. We wrześniu wybuchł w nim bunt, w którym zginęło wiele osób.

Masakra przypominała tę z filmu "Urodzeni mordercy". Snajperzy strzelali do każdego, kto próbował uciec, a w środku więźniowie mordowali się nawzajem.