2500 zawodników wystartowało w dwudniowym maratonie niedaleko miejscowości Keswick w północnej Anglii. Nie wiadomo, czy są wśród nich Polacy. Zawodników zaskoczyła nagła zmiana pogody - silny wiatr, kilkugodzinne ulewy, powódź. Organizatorzy musieli przerwać bieg.

Reklama

Ludzie szukali schronienia, gdzie tylko się da. W opuszczonych budynkach, farmach i miejscowej kopalni łupków. Wielu z nich do tej pory nie powiadomiło organizatorów o tym, gdzie są. Uważa się ich za zaginionych. Szuka ich policja i helikopter RAF. Pogoda jest w dalszym ciągu zła. Specjaliści ostrzegają, że biegaczom może grozić śmierć z wyziębienia organizmu.

"Problem polega na tym, że nie mamy żadnego kontaktu z uczestnikami. Impreza odbywa się 9 mil za miastem. Na zupełnym odludziu" - mówi dziennikowi.pl kierowniczka centrum informacji turystycznej w Keswick.

Organizatorzy biegu do tej pory nie doliczyli się setek uczestników maratonu. Nie wszyscy z nich przebywają w górzystym terenie. Zapewne większość zeszła już z gór i pojechała do domów, nie informując o tym policji czy miejscowych władz. Na szlakach w dalszym ciągu mogą jednak przebywać setki osób.

Organizatorzy uspokajają, że są to doświadczeni biegacze, którzy mają ze sobą ciepłe ubrania i odpowiedni ekwipunek - jedzenie, namioty, kuchenki gazowe. "Postronni obserwatorzy nie rozumieją istoty tego biegu. Jego zasadą jest przeżycie w trudnych warunkach" - tłumaczą. Jednak władze mówią krótko; Do tego biegu w ogóle nie powinno dojść. Prognozy były fatalne. Teraz ludzie potrzebują naszej pomocy.

Ekstremalnie trudny górski maraton organizowany jest w okolicach Keswick od 40 lat. Ale tak złej pogody podczas biegu, jak w tym roku, nigdy jeszcze nie było. Górskie Pogotowie Ratunkowe z Keswick już zabrało 30 osób do szpitala z objawami hipotermii, czyli wyziębienia organizmu.